W zasadzie nikt nie ma wątpliwości, że sytuacja do tego dojrzała. Kolejne dane makroekonomiczne potwierdzają spadek produkcji i konsumpcji, spowolnienie eksportu, zahamowanie wzrostu płac, czyli pokazują wszystkie oznaki słabnięcia gospodarki. No i wszystko byłoby jasne, gdyby nie ta inflacja... – wzdychają analitycy.

Z inflacją rzeczywiście jest problem. Bo Rada Polityki Pieniężnej jako instytucja stojąca na straży stabilności cen ma obowiązek przede wszystkim pilnować, żeby inflacja była niska. Według RPP jej maksymalny dopuszczalny poziom to 3,5 proc., czyli sporo powyżej obecnego poziomu. I na to właśnie powołują się przeciwnicy obniżania stóp procentowych w radzie.

Tyle tylko że inflacja w Polsce przekracza ten poziom od stycznia 2011 roku. I przez ponad rok RPP tolerowała taki stan, nie decydując się na podwyższanie stóp procentowych. A zrobiła to akurat wtedy, kiedy wzrost gospodarczy w Polsce zaczął słabnąć. W tej sytuacji niektórzy analitycy zwracają uwagę na psychologiczne aspekty sytuacji, w jakiej znalazła się rada. Żeby uwiarygodnić swoją przemianę w strażników antyinflacyjnego mandatu, jej członkowie nie powinni się teraz spieszyć z obniżkami stóp procentowych.

Czy to znaczy, że efektem spóźnionej decyzji o podwyżce stóp, będzie teraz opóźnienie ich cięcia? Miejmy nadzieję, że ekonomia wygra jednak z psychologią.