Zadzwoniłam do Tatiany tego popołudnia, kiedy jej dom został zrównany z ziemią. Nie słyszałam jej dobrze, bo płakała, a w tle słychać było jakieś krzyki. Gigantyczna koparka rozwalała właśnie frontową ścianę, okna i dach. Dźwięk był potworny.
I tak skończyła się długa walka zwykłej rodziny z Soczi o odszkodowanie za dom, w którym mieszkała przez ponad 16 lat, zanim został zburzony, by zrobić miejsce pod budowę obiektów na Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2014.
Nielegalny dom
Po raz pierwszy spotkałam Tatianę w kwietniu. Odwiedziłam wtedy ich skromny, dwupiętrowy dom. Mieszkała tam z mężem, dwójką dzieci w wieku czterech i ośmiu lat oraz z rodzicami, którzy go zbudowali. Dom znajduje się w Adler, dzielnicy Soczi, w której w przyszłości ma się odbywać wiele spośród najważniejszych imprez sportowych. Tu staną również olimpijskie centrum medialne oraz wioska olimpijska. Będzie też infrastruktura potrzebna na zimowe igrzyska 2014.
Na początku 2011 roku zaledwie kilka metrów od domu Tatiany zaczęła się budowa hotelu, estakady i parkingu. Rosyjscy urzędnicy początkowo skontaktowali się z rodziną, proponując jej przenosiny do nowo wybudowanego domu w tej samej dzielnicy. Podobną ofertę złożono innym mieszkańcom, którzy padli ofiarą olimpijskich przygotowań. Potem jednak władze zmieniły front i pozwały ojca Tatiany, Siergieja Chlistowa, za samowolę budowlaną. Uzyskały zgodę sądu na wyburzenie domu podczas rozprawy, na którą Chlistow nigdy nie dostał wezwania. Wszelkie próby odwoływania się przez rodzinę od tej decyzji okazały się daremne.
Kraje aspirujące do organizacji igrzysk powinny udowodnić, że potrafią bronić obywateli przed nadużyciami