Kiedy do kancelarii przychodzi dłużnik i zaczyna rozmowę ze mną od słów: „Ja w takiej nietypowej sprawie…”, to myślę sobie czasem: „Ok., zaskocz mnie!”.
Po dwudziestu kilku latach w tym zawodzie człowiek ma wrażenie, że widział i słyszał już niemal wszystko. Pewnego razu, szukając dłużniczki, która miała do spłaty dwie grzywny, ale że miała minimalne wynagrodzenie, nie udało się ich wyegzekwować, przyjechałem do jej mieszkania i ponad godzinę rozmawiałem z jej mężem, który utrzymywał, że nie widział małżonki od dwóch dni. W końcu, kiedy już miałem wychodzić, dłużniczka wyszła z kanapy i stwierdziła, że jeszcze nie spotkała tak gadatliwego komornika.