„Cielęcy proamerykanizm” to był termin używany przez Jerzego Giedroycia, a później przez Zdzisława Najdera na określenie przejawów bezkrytycznej i bezwarunkowej miłości do Ameryki, które były obecne w naszej polityce w latach 90. XX w. i na początku tego stulecia. Zwłaszcza gdy było to połączone z niechęcią do Wspólnoty Europejskiej i jej prób wybicia się na pewną mocarstwowość i samodzielność na scenie międzynarodowej. Widzimy to dziś w podejściu prezydenta Karola Nawrockiego i jego obozu do stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.
Związki z siłami dążącymi do rozbicia UE nie są dla Polski bezpieczne
Są zarazem w tym nawrocie cielęcego proamerykanizmu rzeczy nowe i niepokojące. Ten pierwszy, o którym mówili Giedroyc i Najder, miał pewne racjonalne uzasadnienie i mógł być do pewnego stopnia zrozumiały. Wiązał się z wiarą, że Stany Zjednoczone pomogą Polsce się wyrwać spod rosyjskiej kurateli, którą Moskwa chciała podtrzymać nad naszym regionem po upadku Związku Sowieckiego, z przekonaniem, że tylko Stany Zjednoczone mogą dać Polsce solidne gwarancje bezpieczeństwa. Do pewnego stopnia tak było, choć niektóre wyrazy wdzięczności nie były konieczne i szły zbyt daleko, na przykład udział w agresji na Irak w 2003 r., czy inspirowany przez Waszyngton opór wobec prób budowy przez UE polityki bezpieczeństwa i obrony. Ów proamerykanizm wynikał z ówczesnego rozumienia interesów bezpieczeństwa Polski i – co ważne – nie służył wewnętrznej walce politycznej w naszym kraju.
Teraz jest inaczej. Po pierwsze, to już nawet nie jest proamerykanizm, lecz protrumpizm; ma silnie ideologiczną twarz. Pamiętamy otwartą niechęć obozu, z którego wywodzi się Karol Nawrocki do demokratycznej administracji Joe Bidena, i to pomimo jej twardego stosunku do Moskwy oraz natychmiastowego wsparcia dla Polski i flanki wschodniej NATO w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2022 r.. Ten pierwszy proamerykanizm nie robił rozróżnienia między administracjami Billa Clintona i George’a W. Busha. Obóz prezydenta Nawrockiego stawia wyłącznie na kontakty i liczy na wsparcie ze strony skrajnie prawicowego skrzydła MAGA, które z kolei udziela poparcia prawicowo-nacjonalistycznym siłom politycznym w Europie dążącym do rozbicia Unii Europejskiej. To nie są dla Polski bezpieczne związki.
Nadzwyczajna wyrozumiałość Donalda Trumpa dla Putina powinna być dla nas sygnałem ostrzegawczym
Jeśli do obecnego proamerykanizmu pasuje określenie „cielęcy”, to właśnie ze względu na brak zdolności do zrozumienia istoty polityki obecnej administracji USA. Dostrzega jej tylko puste gesty i tanie pochlebstwa kierowane przez Donalda Trumpa wobec Nawrockiego. Nie widzi natomiast jej upartego pchania świata w kierunku power politics, jej skrajnego, wręcz nihilistycznego egoizmu oraz odwracania się od Zachodu. Trumpa i jego administracji nie interesuje przewodzenie wolnemu światu, ani tym bardziej budowa lepszego porządku międzynarodowego. Koncentruje się na wąsko rozumianych własnych interesach, które siłowo forsuje w stosunkach z innymi państwami bez oglądania się na prawo międzynarodowe czy sytuację geopolityczną w poszczególnych regionach. Wartości tam nie ma za grosz, jest za to pazerne dążenie do wzbogacenia Ameryki, i to nie całej Ameryki, tylko amerykańskich bogaczy, kosztem reszty świata. A już szczególną wrogość Trump i jego administracja odczuwają do Europy, zwłaszcza do Unii Europejskiej.