Tej konfrontacji nikt nie wygra. Ani sędziowie, ani rządząca większość, ani opozycja. Konstytucja mówi o rządach prawa. Nic nie mówi o względności wieku emerytalnego. Podobnie nie określa, czy dwie osoby mogą być jednocześnie prezesami Sądu Najwyższego. Tymczasem zarówno sędziowie, jak i parlamentarzyści oraz ministrowie próbują zapewnić sobie przewagę, powołując się na własne interpretacje szczegółowych regulacji. Sytuacja zbliża nas nieuchronnie do finału z Mrożka: nasi monteskiuszowcy wzajemnie aresztują swoje rozwiązania proceduralne.
W tej kwestii trudno pozostać symetrystą. W naszych plemiennych sporach ginie istota wyzwania. Mamy źle funkcjonujący wymiar sprawiedliwości i należy go radykalnie zreformować, aby służył ludziom. Jeśli PiS niewłaściwie przeprowadza zmiany, należy to wspólnie skorygować. Twierdzenie opozycji, że nasz wymiar sprawiedliwości działał prawidłowo, a teraz zjednoczona prawica go demoluje, jest tyleż straszne, co śmieszne. Choćbym był w mniejszości, będę uparcie powtarzał: istotą nieprawości w Polsce jest to, że sędziowie zachowują się jak urzędnicy, a urzędnicy postępują, jakby byli sędziami. W tej systemowej nieprawości widzę zagrożenie praw człowieka i obywatela, przedsiębiorcy i twórcy. Zgodnie z prawem i konstytucją wolno nam wszystko, co nie jest zabronione. Tymczasem administracja może nas bezkarnie ograniczać, a odwołanie się do sądów nie gwarantuje nam obrony przed samowolą władzy. Wczoraj – tamtej, dzisiaj – tej.
O trwałości państwa decyduje to, czy funkcjonowanie jego instytucji buduje wspólnotę obywateli. Jest wątpliwą pociechą, że opinia publiczna o pierwszej i drugiej władzy wypowiada się równie lub bardziej krytycznie niż o tej trzeciej. Dlaczego? Między parlamentem, rządem a sądem jest zasadnicza różnica. Parlamentarzystów i samorządowców wybieramy. Wobec rządu można zgłosić konstruktywne weto. Prezydenta kraju można zmienić w następnej kadencji. Z sędziami jest inaczej. Są zbyt niezależni, żeby upaść, i dlatego upada poczucie rządów prawa. Nie potrzebujemy opinii europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, żeby wiedzieć, czy polskie sądy działają dobrze czy źle. Działały i działają fatalnie, skoro przodujemy w skargach naszych obywateli do tegoż Trybunału. Tak, jesteśmy w Unii i w Europie. Ale nie ma tam czwartej instancji, która uratuje nas przed własnym zacietrzewieniem, głupotą, brakiem krytycyzmu.
Od przełomu 1989 r. Polska jest wolna i demokratyczna, ale nie dopracowaliśmy się skutecznego wymiaru sprawiedliwości. Nieodpowiedzialność i nieprzewidywalność, te dwie groźne skazy narodowej mentalności, nie znajdują hamulca, gdy sądownictwo jest skażone tymi samymi wadami. Sędziowie mylą niezawisłość z prawem do nieomylności i bezkarności. Każdą próbę oceny swojego środowiska traktują jako zamach pierwszej i drugiej władzy na trzecią. Zapominają o równoważeniu władz w ramach trójpodziału – check and balance. Dzisiejszy konflikt polityczny wokół reformy sądów jest kontynuacją sporu o kształt odrodzonego państwa i trwałość jego instytucji. Jakkolwiek byśmy zmieniali ustawy, struktury organizaacyjne i kadry, pozostanie kwestia obyczajów, sposobów działania i procedur urzędowych.
Czytaj także: Gowin: Prawo unijne stoi ponad krajowym