Metoda Miecugowa, czyli Polska jest kobietą, niestety

Subotnik Ziemkiewicza, jak sama nazwa wskazuje, powinien być napisany i zawieszony na stronie rp.pl w sobotę. Ale nie został. Co mam powiedzieć? Zmęczenie materiału, organizm nie wytrzymał. Przepraszam, piszę i wieszam w niedzielę, starając się dogonić wydarzenia.

Aktualizacja: 23.09.2012 15:14 Publikacja: 23.09.2012 14:52

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Nie żeby to były wielkie wydarzenia, ale w tygodniu jakoś stale nie ma czasu na ich odnotowanie. Na przykład, po raz pierwszy mam ochotę szczerze pogratulować Januszowi Palikotowi. Byłemu kapciowemu Tuska, później oficjalnie tworzącemu opozycyjną alternatywę wobec niego, udało się coś, co przez lata wydawało się niewyobrażalne: prześcignąć Jarosława Kaczyńskiego w konkurencji „polityk, któremu najbardziej nie ufamy". I na tym sukcesie pajac z Biłgoraja najwyraźniej nie zamierza poprzestać, bo właśnie lansuje swoje kolejne wcielenie: patrona drobnej przedsiębiorczości. Ja się nie mogę doczekać, kiedy Palikot pójdzie śladami pana Grodzkiego i po stosownej kuracji hormonalnej oraz amputacji (a nie wydaje mi się, żeby było wiele do amputowania) zawalczy o przywództwo ruchu kobiecego.

W kategorii pajacowania trzeba jednak przyznać, że wyrosła Palikotowi ostra konkurencja ? redaktor Cezary Łazarewicz, który podłym tekstem w lisowym, brukowym „Newsweeku" zapracował sobie na tytuł „dziennikarskiej hieny" wystąpił przeciwko Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich z pozwem sądowym. Dołączył w ten sposób do stale rosnącej rzeszy miejscowych pieniaczy, i to od razu z przytupem godnym producenta filmidła „Kac Wawa", który pozwał recenzenta za zjechanie wspomnianego dzieła. Pieniacze sami w sobie są oczywiście śmieszni, problemem są sądy, które zamiast spuszczać ich na drzewo, potrafią zasądzać wyroki tyleż groteskowe, co haniebne i groźne. Nie tak dawno zdarzyło się (opiszę tę historię w wolnej chwili szerzej, na razie tylko zasygnalizuję), że na pewnej uczelni zgłoszono pewnego, nazwijmy go, naukowca, do tytułu doktora honoris causa. Podczas obrad gremium przyznającego zaszczytne tytuły wystąpiła uznana pani profesor i przypomniała, iż wspomniany pan w stanie wojennym zachowywał się wyjątkowo podle (co jest świętą i przez nikogo nie kwestionowaną prawdą). Pod wpływem jej perswazji od uhonorowania go odstąpiono. A facet, dowiedziawszy się o tym, wytoczył pani profesor proces o pozbawienie go tytułu, i uzyskał wyrok, jakiego żądał. Przyznacie Państwo, że skoro w polskich sądach dzieją się takie cyrki, to znaczy, że może się w nich zdarzyć wszystko, i redaktor Łazarewicz nie jest wcale pozbawiony szans.

Pozew Łazarewicza dziwnie rymuje się z procesem, jaki „Newsweek" wytoczył „Wprostowi" o mniemaną kradzież pomysłu „akcji", mającej na celu przekonać czytelników, że Polska jest „fajna", względnie „OK". Jeśli ktoś ma prawa autorskie do wmawiania Polakom, że jest super i coraz nieźlej, to chyba akurat rząd, który jedzie na tym patencie od pięciu lat. Głównie za pomocą odwracania uwagi kredytożerców od mnożących się na horyzoncie problemów i zagrożeń, i kanalizowania niepokoju w nienawiści do opozycji ? w czym oba wspomniane tygodniki odgrywają znaczącą rolę. W poprzedni piątek napisałem o tym felieton na interii, przywołując określenie „przemysł przykrywkowy". Ponieważ niedawno zaczepił mnie publicznie Ernest Skalski, dywagując o rzekomych frustracjach, które uczyniły ze mnie publicystę opozycyjnego (no bo żeby taka fajna Polska, jaką nam za pożyczone pieniądze urządził Tusk, się nie podobała, to może być tylko skutek jakichś osobistych frustracji ? rozumowanie Skalskiego i jego towarzystwa każdy, kto pamięta czasy „prylu", uznać musi za mało oryginalne) w felietonie powyższym poradziłem mu, żeby się zajął może raczej właśnie funkcjonowaniem tego aparatu przykrywkowego, niż insynuacjami. Właśnie znalazłem w sieci odpowiedź zasłużonego dziennikarza: nie ma żadnego przemysłu przykrywkowego, nie ma żadnego dziennikarstwa prorządowego, Ziemkiewicz kłamie, bo oni wszyscy są wobec Tuska bardzo krytyczni, na przykład taka „Gazeta Wyborcza" krytykuje go bardzo ostro! (No pewnie: „Rzekł lis: »Jesteś winny! / Boś zbyt dobry, zbyt łaskaw i zbyt dobroczynny«!"). Jedynym problemem mediów jest tabloidyzacja, a tabloidyzację to oni krytykują od dawna i nie są za nią odpowiedzialni.

Rzecz jest typowym, jak to nazywa psychologia, „wyparciem". Polemizuje przecież Skalski z tekstem, w którym podałem bardzo konkretny przykład: listę pseudotematów, które stanowiły oś serwisów i komentarzy poprzedniego weekendu, i tematów ważnych, które w tych programach pominięto względnie zmarginalizowano na rzecz dupereli. Taką samą listę można ułożyć na ten weekend. Do tabloidów czy na pudelka akurat w ogóle od dawna nie zaglądałem ? piszę o mediach uważających się za „wiodące", o serwisach informacyjnych, telewizyjnej publicystyce i dyskusjach „ekspertów" stanowiących tło dla żółtych pasków.

Wszystko, panie przez te tabloidy, wypiera Ernest Skalski fakty świadczące o totalnym ześwinieniu salonu, który niepostrzeżenie zmienił się w hałastrę uwieszonych tuskowej budżetowej poły lizusów. Inny nestor dziennikarstwa, osobiście  odpowiedzialny za telewizję zwaną przez internautów Tusk Vision Network, poszedł jeszcze dalej ? wszystko przez widzów! A przynajmniej, żałosny program TVN to właśnie wina jego widzów, którzy na stacji taką sieczkę i „naparzankę" wymuszają. Ciekawe, czemu milczą te chóry obrońców leminga, które odezwały się po artykule Mazurka. Ten przecież tylko sobie z lemingów żartował (co robić, awans społeczny zawsze jest wdzięcznym tematem do żartów, a „młodzi wykształceni z wielkich miast" to właśnie głownie świeży przesiedleńcy, zakompleksieni swym nieprawym, wsiowym pochodzeniem i dlatego tak gorliwie obnoszący się z pogardą dla „pisowców" i „moherów") ? a tu Miecugow jedzie bezlitośnie po TVN-owskim targecie, że głąby i bezguścia, i gdzie ci oburzeni? A wcześniej przecież równie bezceremonialnie podsumował ludzi, dla których przygotowuje medialną strawę, pan dyrektor Miszczak. I też było cicho. Swoją drogą, jak się ci ludzie muszą męczyć, szuflując tę karmę dla przeżuwaczy, którymi tak serdecznie gardzą.

Wszyscy się zastanawiają, jakie jeszcze karkołomne obietnice może Tusk wymyślić do swego kolejnego expose, żeby przykryć nimi nie zrealizowanie obietnice z poprzednich expose. A może wcale nie musi obiecywać? Może poleci Miecugowem i postawi na szczerość do bólu? („Stawiamy na szczere wypowiedzi" ? tak sobie poczytuję „Decybele" Dobrowolskiego sprzed lat 40 lat, i strach, jakie to wszystko nadal aktualne). Tak, powie Tusk, jestem picerem, cwaniaczkiem drobnym i kombinatorem, na niczym się nie znam, poza sprawianiem wrażenia, ale to wszystko nie moja wina, tylko wasza, wyborców. Takim jesteście beznadziejnym („popierdolonym" jak mówią lemingi) narodem, takich właśnie polityków lubicie, jak ja czy Kwachu, na lepszych nie zasługujecie, i trzy wam w cztery. Panie Ostachowicz, co pan na to?

Moim zdaniem to by chwyciło. Nie dlatego, że przypadkiem prawda, ale dlatego, że Manuela Gretkowska miała rację: Polska jest kobietą, niestety. Niestety, bo nie jest kobietą spełnioną, że tak to ujmę normalną, tylko kobietą tkniętą syndromem maltretowanej żony, tą właśnie przypadłością, na którą lansuje się ostatnio Kasia Figura. Jak wie każdy, kto się z problemem zetknął, na nic tu żadne niebieskie linie czy dyrektywy unijne (te służą pod pozorem walki z patologią celom zupełnie innym, podłym zresztą), czego wyznania znanej aktorki najlepszym dowodem: już kto jak kto, ale ona, gwiazda, miała fizyczne możliwości wywalić z domu toksycznego męża, którego na dodatek utrzymywała, na zbity pysk natychmiast, gdy podniósł na nią rękę.

Każdy, kto się z problemem zetknął, wie, że problemem maltretowanych żon jest ich głębokie przekonanie, że nie zasługują na nic lepszego. Zaniżona samoocena, poczucie braku własnej wartości ? to ono daje domowemu prześladowcy bezkarność. Sponiewiera, zbije, poniży, ale potem przyniesie kwiatek, pochwali zdawkowo albo w inny sposób okaże łaskawe zainteresowanie, i nieszczęsna idiotka czepia się pazurami nadziei, że jednak jakoś się ułoży. I tak latami. Jeśli ktoś nie dostrzega, że układ pomiędzy Polską a jej warstwą rządzącą, której jednym z najbardziej typowych produktów są rządy Tuska, opiera się na identycznym mechanizmie, to chyba popił sobie czeskiego alkoholu i mu się z oczami porobiło.

Nie żeby to były wielkie wydarzenia, ale w tygodniu jakoś stale nie ma czasu na ich odnotowanie. Na przykład, po raz pierwszy mam ochotę szczerze pogratulować Januszowi Palikotowi. Byłemu kapciowemu Tuska, później oficjalnie tworzącemu opozycyjną alternatywę wobec niego, udało się coś, co przez lata wydawało się niewyobrażalne: prześcignąć Jarosława Kaczyńskiego w konkurencji „polityk, któremu najbardziej nie ufamy". I na tym sukcesie pajac z Biłgoraja najwyraźniej nie zamierza poprzestać, bo właśnie lansuje swoje kolejne wcielenie: patrona drobnej przedsiębiorczości. Ja się nie mogę doczekać, kiedy Palikot pójdzie śladami pana Grodzkiego i po stosownej kuracji hormonalnej oraz amputacji (a nie wydaje mi się, żeby było wiele do amputowania) zawalczy o przywództwo ruchu kobiecego.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?