- Sąd uznał, że zarzut spowodowania śmierci pacjenta nie ma potwierdzenia w materiale dowodowym. A tym samym odpada ważny argument prokuratury dotyczący aresztu - cieszy się z decyzji sądu mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor, obrończyni Mirosława G. - Aby areszt mógł być stosowany, musi być prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego czynu. W przypadku zarzutu zabójstwa sąd uznał, że dowody tego nie uzasadniają - potwierdza rzecznik sądu Wojciech Małek.
Sąd potwierdził jednak zasadność zarzutów korupcyjnych, których uzbierało się już około 50. Prokuratura zarzuca G., że za zabiegi miał przyjąć w ostatnich dziesięciu latach blisko 50 tys. zł, w tym usługę seksualną. Lekarz miał też znęcać się nad podwładnymi w szpitalu MSWiA. Na decyzję sądu czekało pod salą kilkunastu jego pacjentów. Nie wierzą w winę kardiochirurga. Uważają, że G. jest świetnym fachowcem i ratował ludziom życie.
Doktor wyjdzie na wolność, jeśli kaucję - 350 tys. zł - wpłaci do końca maja.
Zdaniem sądu nie powinien utrudniać śledztwa, bo nie pracuje już w szpitalu. Nie ma więc dostępu do dokumentacji ani do pracowników - świadków. - Cała rodzina i znajomi będą zbierać pieniądze na kaucję. Może wezmą kredyt - mówi mecenas Bentkowska-Kiczor. Prokuratura zapowiada, że odwoła się od decyzji sądu.
O wypuszczenie Mirosława G. z aresztu apelował Klub Kardiochirurgów Polskich. W lutym, tuż po zatrzymaniu Mirosława G., sąd dał wiarę dowodom zebranym przez prokuraturę i zdecydował się na areszt.maj