Diagnoza jest prosta: Niemcy, nasz główny partner handlowy, czy szerzej – Unia Europejska – pogrążają się w recesji, więc nie są w stanie kupować od nas wiele więcej niż obecnie. Dlatego trzeba rozglądać się za innymi odbiorcami, celować w Chiny, Indonezję, Indie, Brazylię czy kraje Afryki.
Jak wygląda realizacja tych zaleceń w praktyce? Na pierwszy rzut oka całkiem nieźle. Ministerstwo?Gospodarki podsumowało, że w I półroczu eksport do krajów rozwiniętych już spadał, za to do rozwijających się – dynamicznie rósł (choć jego wartość nie jest na razie tak duża, by powstrzymać spadek dynamiki eksportu ogółem). Proszę bardzo – do Meksyku sprzedaliśmy aż o 68 proc. więcej, do Indii – o 53 proc., do Korei Płd. – o prawie 40 proc., a wśród większych odbiorców – do Rosji o 23 proc., a na Ukrainę o 21 proc.
Niepokoić jednak może trochę struktura tych imponujących wzrostów. Przykładowo Rosję i Ukrainę zawojowaliśmy przede wszystkim żywnością, szybciej niż w innych kategoriach rósł też eksport żelaza, stali i wyrobów z nich, chemikaliów czy preparatów piorących. A gdzie polski przemysł elektromaszynowy, gdzie wyrafinowane urządzenia, elektronika, produkty IT itp.? Czyżby w bardziej wyrafinowanych dziedzinach nie udało się nam na rynkach rozwijających się uzyskać żadnej przewagi konkurencyjnej??A gdzie nasza innowacyjność? Trzeba mieć nadzieję, że to tylko początek podboju nowych rynków. I że wkrótce będziemy mogli chwalić się tak samo silną pozycją konkurencyjną na Wschodzie, jak i na Zachodzie.