Progi oszczędnościowe, wydłużony wiek emerytalny, pakt fiskalny – wszystko to, z czego dumni są dziś przywódcy europejscy, wkrótce może być odrzucone przez nowe populistyczne rządy. Wygraną Roberta Fico na Słowacji należy oceniać w kontekście głębokich politycznych zmian, jakie czekają wkrótce Francję, Grecję, Litwę, Rumunię. Kto wie też, jak potoczą się wybory w Niemczech, gdzie walcząca lewica również daje o sobie znać.
– Z jednej strony Fico zapewnia, że jest wzorowym Europejczykiem, a z drugiej przedstawia takie rozwiązania gospodarcze, które są absolutnie nie do sfinansowania – zwraca uwagę „Rz" Steven Bastos, politolog niemieckiej fundacji Genshagen. Populizm jest zaraźliwy i wygrana Fico wzmocni tego rodzaju tendencje w innych krajach Europy. Groźbę coraz częstszego sięgania po uproszczone recepty wzmaga w obecnej sytuacji kryzys gospodarczy. Nawet w Niemczech, gdzie koniunktura jest dobra, socjaldemokracja zaczyna kwestionować podniesienie przed kilku laty wieku emerytalnego do 67 lat. Ta sama SPD, która współrządziła w czasie, gdy reformę emerytalną uchwalano.
Nawet w Niemczech socjaldemokracja kwestionuje podniesienie wieku emerytalnego
We Francji zarówno prezydent Nicolas Sarkozy, jak i przywódca socjalistów Francois Hollande nie stronią od haseł populistycznych. Pierwszy mówi o konieczności ograniczenia fali imigracji i daje do zrozumienia, że układ z Schengen nie musi obowiązywać wiecznie. Socjalista Hollande sypie obietnicami jak z rękawa. Pragnie wprowadzić drakoński 75-proc. podatek dla bogaczy, przywrócić wiek emerytalny sprzed reformy Sarkozy'ego, a więc zmniejszony o dwa lata. Niektóre z tych pomysłów zastosował z powodzeniem Słowak Robert Fico.
– Francja to nie Słowacja i trudno twierdzić, że Hollande jest populistą, chociaż posługuje się taką retoryką – tłumaczy „Rz" Christoph Bertram, politolog niemiecki. Ma wątpliwości, czy wyłącznie tym metodom zawdzięcza Hollande przewagę w sondażach nad urzędującym prezydentem. – Jego wysokie notowania są wynikiem przekonania obywateli, że prawica rządzi zbyt długo – tłumaczy „Rz" Bruno Cautres z Ośrodka Badań Politycznych w Paryżu.