Stalin wykończył AK rękami Hitlera

W interesie Sowietów leżało to, aby Powstanie Warszawskie wybuchło i trwało jak najdłużej. Wiadomo było bowiem, że ktoś polskich patriotów musi wykończyć — mówi historyk Zbigniew S. Siemaszko Piotrowi Zychowiczowi

Publikacja: 28.02.2012 18:58

Stalin wykończył AK rękami Hitlera

Foto: Forum

Rządowa białoruska gazeta „Zwiazda" napisała, że Armia Czerwona chciała przyjść z pomocą powstańcom warszawskim, ale AK zdecydowanie odmówiła. Ofertę gen. Tadeuszowi „Borowowi"-Komorowskiemu miał przekazać pochodzący z Białorusi oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU Iwan Kołos. Do walczącej polskiej stolicy miał go zaś przerzucić marszałek Konstanty Rokossowski. „Na Zachodzie i w Polsce panuje przekonanie, że Armia Czerwona została specjalnie zatrzymana, by nie udzielić pomocy powstańcom" — napisała „Zwiazda".

Tymczasem Kołos „za pomocą radia przekazał otwartym tekstem, że z powodu zamordowania polskich oficerów w Katyniu AK nie chce mieć nic wspólnego z reżimem w Moskwie". W ten sposób sami Polacy mieli odrzucić ofertę Sowietów i skazali się na katastrofę. Sprawę kontaktów powstańców warszawskich z Armią Czerwoną najgruntowniej zbadał Zbigniew S. Siemaszko, znany emigracyjny historyk mieszkający w Londynie. Według niego, artykuł „Zwiazdy" pełen jest „dzikich fantazji".

Czy opisany przez „Zwiazdę" Iwan Kołos istniał?

Tak, Iwan Andriejewicz Kołos był oficerem sowieckim w randze kapitana zrzuconym do Warszawy... w nocy z 20 na 21 września, a więc już pod sam koniec bitwy, na krótko przed kapitulacją powstania. Wylądował między Hożą a Marszałkowską. Skakał razem z telegrafistą Dimitrijem Steńką, który podczas lądowania nie miał szczęścia — uderzył w balustradę balkonu i bardzo poważnie się poharatał. Później dostał odłamkiem i pochowano go obok kamienicy Chmielna 34.

Kołosowi nic się nie stało?

Odniósł tylko lekkie obrażenia, skaleczył się w rękę. Natychmiast przejęła go komunistyczna Armia Ludowa, a następnie zaczął szukać kontaktu z Komendą Główną AK. Takich skoczków sowieckich było zresztą więcej. Inni skakali na Żoliborz, inni na Mokotów. Ale zdecydowanie to Kołos był z nich najważniejszym, miał najwyższą rangę. Sprawa jego skoku do dziś jest niejasna i otoczona tajemnicą.

Dlaczego?

Nie wiadomo bowiem, jaki właściwie był cel jego misji. Niejasne jest to, jakie miał pełnomocnictwa. Z jego własnych raportów wynika, że miał trzy zadania: dokonanie rozpoznania niemieckich sił i punktów dowodzenia w Warszawie, rozpoznanie „angielskiego ośrodka wywiadowczego" oraz zbadanie intencji i planów dowództwa AK. Była to więc misja wywiadowcza, a nie misja mająca na celu doprowadzenie do jakiegoś współdziałania między Armią Czerwoną, a AK.

Czy Kołosowi udało się dotrzeć do Komendy Głównej AK?

Tak. Choć on sam twierdził, że spotkał się z samym gen. „Borem"-Komorowskim, to jest to wątpliwe. Spotkał się natomiast z gen. Antonim Chruścielem „Monterem". Nie miał jednak żadnej propozycji, zadał tylko dziwaczne pytanie: jak AK wyobraża sobie działania Sowietów na korzyść Warszawy. Otrzymał odpowiedź oczywistą: Armia Czerwona powinna natychmiast ruszyć do ataku i rozpocząć forsowanie Wisły. Taki też telegram Kołos miał nadać do stojącego po drugiej stronie rzeki marszałka Rokossowskiego. Nie było jednak żadnej odpowiedzi.

A więc Polacy chcieli współdziałać z Sowietami i oczekiwali od nich wsparcia?

Oczywiście. Komenda Główna AK na pewno nie odrzuciłaby oferty pomocy ze strony Sowietów. Gdyby tylko padła jakakolwiek propozycja — na pewno by ją zaakceptowano. Poeta ujął to nastawienie w sposób następujący: „przyjdź czerwona zarazo byś wybawiła nas od czarnej śmierci." Od czasu zabicia poprzedniego dowódcy AK gen. Stefana Grota-Roweckiego, organizacja ta bardzo się zmieniła i przesunęła się w kierunku pro-sowieckim. Katyń nie stał tu na przeszkodzie, wielu Polaków wówczas niestety o Katyniu nie pamiętało. Wierzono, że Sowiety się zmieniły, że są teraz „sojusznikiem naszego sojusznika" i przyniosą nam pomoc.

Współdziałanie rozpoczęło się wraz z akcją „Burza"?

Dokładnie. Armia Krajowa podjęła wówczas daleko idącą współpracę wojskową z Armią Czerwoną, co — jak wiemy — skończyło się dla niej fatalnie. Argument, że to Polacy nie chcieli sowieckiej pomocy jest więc absurdalny. „Bór" zwracał się przecież do Rokossowskiego przez radio o wsparcie.

A jak zinterpretować forsowanie Wisły przez oddziały Berlinga w połowie września? Czy on wówczas zbuntował się przeciw Sowietom?

Ta teza jest komiczna. To niemożliwe, żeby jakikolwiek dowódca przeprowadził trwającą szereg dni akcję wbrew swojemu naczelnemu dowództwu. To nie do pomyślenia w żadnej armii, a co dopiero w armii sowieckiej. Opowieści o zbuntowanym Berlingu to dziecinne gadanie. Forsowanie Wisły przez jego wojska rozpoczęło się na rozkaz sowieckiego dowództwa i skończyło się na rozkaz sowieckiego dowództwa. Berling musiał dwa razy dziennie składać meldunki w sprawie postępów. Zastanawiano się nawet czy by mu nie przydzielić sowieckiego pułku, który szturmował Wołgę pod Stalingradem. Ludzie Berlinga nie mieli bowiem zielonego pojęcia jak wykonać taką operację. Nie byli do niej przeszkoleni. Ostatecznie jednak machnięto na to ręką i Berlingowcy musieli iść sami. Wylądowali na Czerniakowie i Żoliborzu i Niemcy szybko sobie z nimi poradzili.

Po co to zrobiono?

Sowieci chcieli stworzyć pozory pomocy. Między innymi ze względów międzynarodowych. Pomoc ta nie miała jednak na celu pobicia Niemców, czy uratowania powstańców. W przypadku powodzenia chciano ewentualnie stworzyć przyczółki na lewej stronie Wisły, na które mogłyby spływać zdziesiątkowane i zdemoralizowane resztki pobitej Armii Krajowej. Szeregowców wcielono by do Berlinga, a „Bór" pewnie powędrowałby na Łubiankę. To był element chytrej sowieckiej gry wobec powstania warszawskiego.

Na czym polegała ta gra?

Zacznijmy od początku czyli od zamachu na Hitlera. 20 lipca 1944 roku niemieccy wojskowi próbowali go wysadzić w powietrze w Wilczym Szańcu. Wydarzenie to wywołało olbrzymie wrażenie zarówno w Komendzie Głównej AK, jak i w sztabie Armii Czerwonej. AK doszła do wniosku, że Niemcy się załamują i dała rozkaz pogotowia do powstania powszechnego. Natomiast Sowieci w ostatnich dniach lipca przypuścili atak na Niemców próbując obejść Warszawę od północy. Oni również myśleli, że to już koniec Niemiec i użyli do ataku zbyt małych sił. W efekcie dostali w skórę. Rokosowski nie dał jednak za wygraną. Przedstawił Stalinowi plan drugiego ataku na Warszawę, który miał się odbyć pod koniec sierpnia. Tym razem wszystko miało być już należycie przygotowane. W międzyczasie wybuchło jednak powstanie i ten plan został odrzucony przez naczelne dowództwo w Moskwie.

Dlaczego?

W interesie Sowietów leżało to, aby powstanie wybuchło i trwało jak najdłużej. Wiadomo było bowiem, że ktoś polskich patriotów musi wykończyć. Jeżeli Polska ma zostać włączona do sowieckiej strefy wpływów ci ludzie muszą zniknąć. Z punktu widzenia Moskwy było bardzo pożądane żeby to zrobili Niemcy, a nie oni sami. Jak Niemcy wykończą polskich patriotów — rozumowali bolszewicy — będzie mniej roboty dla nas samych. Na te sprawy należy spojrzeć z punktu widzenia Moskwy. Z punktu widzenia Warszawy czy Londynu wyglądały skomplikowanie, ale z punktu widzenia Moskwy były niezwykle proste.

Stosunek Sowietów do powstania jednak chyba się zmieniał.

O tak, ale chodziło tylko o taktykę. W początkowym okresie, gdy Stalin spotykał się z premierem Mikołajczykiem mówił mu, że żadnego powstania w Warszawie nie ma. Że to wymysł. W drugim okresie, powstanie było przez Moskwę całkowite ignorowane. Uznano je za polski wyskok, głupotę. A potem nagle nastąpił zwrot o 180 stopni. 7-8 września dowódcy AK doszli do wniosku, że cele powstania są już nie do osiągnięcia. Przypominam, że chodziło o zdobycie Warszawy własnymi rękoma i postawienie Sowietów przed faktem dokonanym. Na początku września stało się jasne, że tej kombinacji już się wówczas nie udało zrealizować.

Zdecydowano więc, że należy kapitulować.

Tak. Do podjęcia negocjacji wykorzystano rozmowy na temat ewakuacji ludności cywilnej z miasta, prowadziła je m. in. hrabina Maria Tarnowska. O kapitulacji z Niemcami rozmawiał zaś Kazimierz Iranek-Osmecki, szef wywiadu AK. „Bór" postawił warunki, które Niemcy w dużej mierze zaakceptowali. Kapitulacja miała nastąpić 10 września. „Bór" jej jednak nie podpisał...

Dlaczego?

Bo tej nocy po raz pierwszy odezwała się artyleria sowiecka, a na niebie pojawiły się sowieckie samoloty. Sowiety wytworzyły wrażenie, że ruszają do przodu. Wniosek mógł być tylko jeden: chodziło o to aby powstanie przedłużyć. Stalin dowiedział się o możliwości kapitulacji i postanowił sprowokować Polaków do dalszego oporu dając im nadzieję. Skutki tego były katastrofalne. Największe straty Warszawa poniosła bowiem po 10 września.

A co się stało z Iwanem Kołosem?

1 października, przy pomocy AL przedostał się kanałami do Wisły i przepłynął rzekę. Zameldował się osobiście Rokossowskiemu, który nadał mu za tę misję Order Czerwonego Sztandaru. PRL przyznała mu zaś później dwukrotny Krzyż Walecznych i dwa inne medale. Kołos udzielał po latach propagandowych wywiadów, w których twierdził, że winę za to, iż nie doszło do współdziałania polsko-sowieckiego ponosi „Bór". Artykuł w białoruskiej „Zwieździe" to więc stare, odgrzewane sowieckie kotlety.

Zbigniew S. Siemaszko urodził się w 1923 r. na Wileńszczyźnie. W czasie pierwszej sowieckiej okupacji został wraz z rodziną został wywieziony w głąb Związku Sowieckiego. W marcu 1942 roku wstąpił do armii Andersa. Po wojnie zamieszkał w Wielkiej Brytanii. Opublikował m.in. „Narodowe Siły Zbrojne", „Działalność generała Tatara 1943-1949", „Początki sowietyzacji", „W sowieckim osaczeniu".

Rządowa białoruska gazeta „Zwiazda" napisała, że Armia Czerwona chciała przyjść z pomocą powstańcom warszawskim, ale AK zdecydowanie odmówiła. Ofertę gen. Tadeuszowi „Borowowi"-Komorowskiemu miał przekazać pochodzący z Białorusi oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU Iwan Kołos. Do walczącej polskiej stolicy miał go zaś przerzucić marszałek Konstanty Rokossowski. „Na Zachodzie i w Polsce panuje przekonanie, że Armia Czerwona została specjalnie zatrzymana, by nie udzielić pomocy powstańcom" — napisała „Zwiazda".

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?