Rządowa białoruska gazeta „Zwiazda" napisała, że Armia Czerwona chciała przyjść z pomocą powstańcom warszawskim, ale AK zdecydowanie odmówiła. Ofertę gen. Tadeuszowi „Borowowi"-Komorowskiemu miał przekazać pochodzący z Białorusi oficer sowieckiego wywiadu wojskowego GRU Iwan Kołos. Do walczącej polskiej stolicy miał go zaś przerzucić marszałek Konstanty Rokossowski. „Na Zachodzie i w Polsce panuje przekonanie, że Armia Czerwona została specjalnie zatrzymana, by nie udzielić pomocy powstańcom" — napisała „Zwiazda".
Tymczasem Kołos „za pomocą radia przekazał otwartym tekstem, że z powodu zamordowania polskich oficerów w Katyniu AK nie chce mieć nic wspólnego z reżimem w Moskwie". W ten sposób sami Polacy mieli odrzucić ofertę Sowietów i skazali się na katastrofę. Sprawę kontaktów powstańców warszawskich z Armią Czerwoną najgruntowniej zbadał Zbigniew S. Siemaszko, znany emigracyjny historyk mieszkający w Londynie. Według niego, artykuł „Zwiazdy" pełen jest „dzikich fantazji".
Czy opisany przez „Zwiazdę" Iwan Kołos istniał?
Tak, Iwan Andriejewicz Kołos był oficerem sowieckim w randze kapitana zrzuconym do Warszawy... w nocy z 20 na 21 września, a więc już pod sam koniec bitwy, na krótko przed kapitulacją powstania. Wylądował między Hożą a Marszałkowską. Skakał razem z telegrafistą Dimitrijem Steńką, który podczas lądowania nie miał szczęścia — uderzył w balustradę balkonu i bardzo poważnie się poharatał. Później dostał odłamkiem i pochowano go obok kamienicy Chmielna 34.
Kołosowi nic się nie stało?