Sędzia Hermeliński: Kampania nie usprawiedliwia nienawistnych poglądów

Wolność wypowiedzi kończy się tam, gdzie zaczyna się naruszenie przepisów karnych. Osoby, które chcą pełnić urząd prezydenta RP powinny odpowiadać za swoje czyny tak jak wszyscy inni obywatele – uważa Wojciech Hermeliński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, b. przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.

Publikacja: 26.05.2025 04:47

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Przed nami jeszcze druga tura wyborów prezydenckich, ale można je już powoli podsumowywać, zwłaszcza w aspekcie prawnym. A w tym kontekście była to ciekawa kampania. W pierwszej turze rywalizowało aż 13 kandydatów, z których każdy musiał wcześniej zebrać co najmniej 100 tys. podpisów poparcia. Część z nich – w ostatecznym rozrachunku – uzyskała jednak wynik nieproporcjonalnie niski w stosunku do tej liczby. Oczywiście każdy obywatel może się podpisać, a potem głosować jak chce, jednak do debaty publicznej wrócił postulat o podwyższenie tego progu. Co pan o nim myśli?

Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Jeśli podwyższylibyśmy próg do 150 czy 200 tysięcy wymaganych podpisów, to kandydaci i tak by je zebrali, więc to podwyższanie mogłoby trwać bez końca. Oczywiście, czasem można odnieść wrażenie, że część wyłonionych, bardziej niż objęciem urzędu głowy państwa zainteresowana jest zyskaniem większej popularności czy założeniem własnej partii. To jednak nie zmienia faktu, że zaostrzenie wymagań w tej kwestii może uderzyć w tych, którzy startują bez poparcia partyjnego.  Dlatego nie widzę powodu, aby zmieniać obecny stan rzeczy. Zwłaszcza, że – jak wynika z mojego doświadczenia na stanowisku przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej – podpisy te są bardzo szczegółowo weryfikowane. „Martwe dusze” czy sfałszowane dane naprawdę nie są dla Krajowego Biura Wyborczego trudne do wychwycenia.


Czytaj więcej

Nadchodzi wyborcza rewolucja. Podpisy zbierane także przez internet

W ostatniej kampanii wyborczej byliśmy świadkami publicznego prezentowania wypowiedzi radykalnych – a zdaniem wielu wręcz nienawistnych i dyskryminujących lub sprzyjających obcemu reżimowi. Startujący w wyborczym wyścigu zyskują przestrzeń medialną, w której mogą prezentować swoje poglądy w sposób w zasadzie nieskrępowany, nie mówiąc już o wiecach czy spotkaniach w terenie. Czy pan dostrzega w tym zagrożenie? Zauważmy, że tym razem w jednej z organizowanych debat zrezygnowano nawet ze ścisłej moderacji sprawowanej przez dziennikarzy.

Zgadza się, ale nie jest to wyjątek. W poprzednich kampaniach również mieliśmy do czynienia z takimi zachowaniami, choć być może mniej drastycznymi. Wiem, że jeśli kandydat jest posłem, to do pociągnięcia go do odpowiedzialności potrzebne jest uchylenie immunitetu, ale nie ma innej drogi niż każdorazowe zawiadamianie prokuratury. Mamy przecież przepisy kodeksu karnego, które jednoznacznie zakazują propagowania ustroju nazistowskiego, faszystowskiego i komunistycznego, a także nawoływania do nienawiści na tle różnic rasowych, narodowościowych oraz wyznaniowych.

Niestety, jednoznacznych i zdecydowanych reakcji na takie wypowiedzi wciąż brakuje. Oczywiście, zdarza się, że jeden kandydat skontruje drugiego lub oburzy się w reakcji na jego słowa, ale to nie wystarczy. Dla mnie oczywistym jest, że wolność wypowiedzi nie może być nieograniczona tylko dlatego, że padają one w trakcie kampanii. Wolność ta kończy się tam, gdzie zaczyna się naruszenie przepisów karnych. Poza tym osoby, które chcą pełnić funkcje publiczne, powinny odpowiadać za swoje czyny tak jak wszyscy inni obywatele. A wręcz mieć jeszcze większe poczucie odpowiedzialności za to, co mówią.

Skoro w słynnej sprawie Jakuba Żulczyka za słowa o Andrzeju Dudzie toczyło się postępowanie karne, to dlaczego inaczej ma być w przypadku kandydatów na prezydenta, jeśli prezentują oni poglądy nienawistne? Pamiętajmy, że o ile przestępstwo znieważenia czy zniesławienia ścigane jest na wniosek pokrzywdzonego, o tyle wspomniane przeze mnie propagowanie ustrojów totalitarnych – już z oskarżenia publicznego, więc służby powinny zadziałać same z siebie. Bierność to dawanie przyzwolenia, a ono doprowadzi do sytuacji takich, jakie obserwujemy obecnie.

Czytaj więcej

Ponad milion głosów oddanych na Grzegorza Brauna. Kim są jego wyborcy?

Kolejny „odwieczny” problem to kwestia przestrzegania ciszy wyborczej. Pan wielokrotnie podkreślał, że należy ją znieść albo chociaż bardzo poważnie zastanowić się nad jej ograniczeniem. W podobnym tonie wypowiadają się też inni eksperci. Czy pańskim zdaniem to, co dzieje się w internecie – mam na myśli słynny „bazarek”, wrzucanie obrazków czy lajkowanie postów – nie ośmiesza obecnych ograniczeń? A przez to i państwa, które nie jest w stanie nad tym zapanować?

Niestety – trochę tak. W rzeczywistości nie ma też znaczenia, że kary za złamanie przepisów o ciszy wyborczej są naprawdę bardzo wysokie, bo te za publikowanie sondaży mogą sięgać nawet miliona złotych. Mam wrażenie, że to nie działa, więc nawet podwyższenie ich do 10 milionów niewiele zmieni. Nie ukrywam, że kiedy miałem zaszczyt być szefem PKW, wielokrotnie dyskutowaliśmy nad sensem utrzymywania ciszy wyborczej. Oczywiście, nie mieliśmy prawa o tym decydować, mogliśmy jedynie podpowiadać ustawodawcy ewentualne rozwiązania. Jednak znaczna część sędziów Komisji – jeśli nie wszyscy – była za tym, by mocno ją ograniczyć. Przecież przepisy jej dotyczące powstawały w czasie, gdy internet był w powijakach. Wtedy jeszcze nikomu się nie śniło, że pojawią się w nim „bazarki” z "pomidorami" i "pistacjami". Wydawało się nam też, że sensownym rozwiązaniem jest ograniczenie miejsca, w którym trzeba byłoby przestrzegać ciszy, do 200-300 metrów wokół lokali wyborczych. Niestety w naszym kraju jej narzucenie wciąż postrzega się jako osiągnięcie, mimo że wiele państw już z niej zrezygnowało. Kiedyś jej przestrzeganie uzasadniano koniecznością spokojnego namysłu – choćby przez jeden dzień czy kilkadziesiąt godzin – nad tym, na kogo oddać swój głos. Takie myślenie to raczej relikt przeszłości, bo dzisiaj większość z nas już wcześniej wie, na kogo zagłosuje, albo że w ogóle nie pójdzie do urn. Mało prawdopodobne, że w ostatniej chwili zmienimy zdanie, a internetowe przewidywania radykalnie wpłyną na nasz wybór.


Czytaj więcej

Eksperci: Szafarowicz naruszył przepisy, ale cisza wyborcza i tak jest fikcją

Część dziennikarskich publikacji nie pozostaje jednak bez wpływu na sondaże, a być może również przekłada się na ostateczne wyniki. Oczywiście trudno o tym przesądzić. Ale jeśli ważne informacje o kandydacie – np. potencjalnie dyskwalifikujące go w oczach wyborów – wypłynęłyby w ostatniej chwili, a media nie mogłyby ich ujawnić, to chyba nie byłoby uczciwe.

Oczywiście, jeśli taka sytuacja miałaby miejsce, to przepisy o ciszy wyborczej w praktyce zamknęłyby dziennikarzom usta. I to mogłoby już przełożyć się na wybory obywateli, bo gdyby byli uświadomieni mogliby podjąć inne decyzje.

Czytaj więcej

Nowe fakty ws. kawalerki Karola Nawrockiego. Ruch władz Gdańska

Obywatele mają dziś też zgodnie z prawem możliwość agitowania na rzecz swoich kandydatów na prezydenta bez zgody komitetów. Uważa pan, że to dobre rozwiązanie?

Nie, bo w praktyce oznacza to brak jakiegokolwiek nadzoru nad działalnością takich prywatnych osób. Nie podlega ona kontroli PKW dotyczącej finansowania kampanii, a one same nie przedstawiają żadnego sprawozdania. Wielu prawników jest zdania, że prowadzi to do łamania przepisów, mimo że teoretycznie kodeks wyborczy daje każdemu obywatelowi możliwość prowadzenia agitacji. Według mnie jest to niebezpieczne. Stanowi naruszenie prawa do wyłączności, jakie ma komitet wyborczy. A przecież jego działania może wesprzeć każdy obywatel, który chciałby pomóc swojemu kandydatowi. Może działać na jego rzecz pod oficjalnym szyldem lub dokonać legalnej wpłaty.

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie. Co grozi za agitowanie na rzecz kandydata?

Kilka dni, przed pierwszą turą wyborów Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) poinformowała o możliwej próbie ingerencji w kampanię. Chodziło o zamieszczane na Facebooku reklamy polityczne, które mogły zostać sfinansowane z zagranicy. Według doniesień medialnych, ich treść uderzała bezpośrednio w najpoważniejszych w tegorocznym wyścigu konkurentów Rafała Trzaskowskiego –Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. O sprawie zawiadomiono ABW. Jak pan to skomentuje?

Przede wszystkim trzeba zauważyć, że kandydat, który teoretycznie miałby stać się beneficjentem takich działań, w rzeczywistości mógłby na nich stracić. Nie sądzę, że którykolwiek ze startujących w wyborach zapłaciłby za takie usługi lub przystał na taką propozycję, bo każdy z nich doskonale zdaje sobie sprawę czym to grozi. Nie ma możliwości, aby udało się to rozliczyć w ramach funduszu wyborczego, więc cała sprawa mogłaby zakończyć się odrzuceniem sprawozdania finansowego komitetu. W rezultacie, jeśli ktoś chciałby działać na rzecz swojego kandydata i opłacić publikację atakujących jego konkurentów treści, finansując to z zagranicznych źródeł, tylko by mu zaszkodził. Przepisy są w tej kwestii jednoznaczne.

Czytaj więcej

Dyrektor NASK: Afera z reklamami atakującymi konkurentów Rafała Trzaskowskiego to może być prowokacja

1 czerwca odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich. Zgodnie z obecnymi, znowelizowanymi przepisami ważność wyborów stwierdza Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, która jest nieuznawana przez europejskie trybunały i obecny rząd. Nie brakuje głosów, że w przypadku zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego, będzie ona próbowała je podważyć. Obawia się pan takiego scenariusza?

Mam nadzieję, że jednak się on nie ziści. Ale z pewnością – zwłaszcza, jeśli wygra Rafał Trzaskowski – do SN wpłynie wiele protestów wyborczych, które trzeba będzie rozpatrzyć. A co może się wydarzyć? Pamiętajmy, że obowiązuje domniemanie ważności wyborów. Jeśli jednak przyjmiemy, że SN stwierdzi nieważność wyborów, a marszałek Sejmu tę decyzję uzna, to będzie musiał przejąć obowiązki prezydenta (art. 131 ust. 2 konstytucji). Oczywiście Szymon Hołownia naraziłby się wtedy na zarzuty, że rząd wybiórczo przyjmuje decyzje nieuznawanej izby, ale moim zdaniem trudno byłoby znaleźć z tej sytuacji inne wyjście.

Jakie wywoływałoby to konsekwencje?

Sam marszałek znalazłby się w korzystnym dla siebie położeniu, bo zyskałby możliwość podpisania nowelizacji ustawy o SN, a wtedy o ważności wyborów z powrotem decydowałaby izba pracy. Biorąc jednak pod uwagę, że i w niej zasiadają dziś tzw. neosędziowie, marszałek powróciłby pewnie do forsowania „ustawy incydentalnej”, którą niedawno zawetował prezydent Duda. Ona z kolei zakładała, że o ważności wyborów decydowaliby najstarsi stażem sędziowie SN. Takie rozwiązanie byłoby możliwe oczywiście pod warunkiem, że ustawa ponownie przeszłaby przez Sejm. To niezbędne, skoro już raz została zawetowana. A marszałek nie miałby wiele czasu, bo nowe wybory musiałby ogłosić w ciągu dwóch tygodni i zorganizować je najpóźniej w ciągu kolejnych 60 dni. W mojej ocenie mogłyby one zakończyć się frekwencyjną porażką, bo obywatele już teraz są zmęczeni wyborczym maratonem.

Pozytywnym aspektem tej nowej sytuacji byłby fakt, że wreszcie dokonano by oceny wyborów zgodnie z konstytucją i przez sąd ustanowiony zgodnie z ustawą. Wszystkie inne hipotetyczne scenariusze nie wydają się korzystne dla naszego kraju. Pozostaje mieć nadzieję, że SN stanie na wysokości zadania i nie będzie bezpodstawnie kwestionował decyzji obywateli.

Czytaj więcej

Tym razem wybory w Rumunii nie zostaną unieważnione. Jest decyzja sądu

Przed nami jeszcze druga tura wyborów prezydenckich, ale można je już powoli podsumowywać, zwłaszcza w aspekcie prawnym. A w tym kontekście była to ciekawa kampania. W pierwszej turze rywalizowało aż 13 kandydatów, z których każdy musiał wcześniej zebrać co najmniej 100 tys. podpisów poparcia. Część z nich – w ostatecznym rozrachunku – uzyskała jednak wynik nieproporcjonalnie niski w stosunku do tej liczby. Oczywiście każdy obywatel może się podpisać, a potem głosować jak chce, jednak do debaty publicznej wrócił postulat o podwyższenie tego progu. Co pan o nim myśli?

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Sędzia Igor Tuleya: Za odszkodowania dla mnie nie powinni płacić obywatele
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Prawo w Polsce
Jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. lekcji religii. Chodzi o oceny
Praca, Emerytury i renty
Zwolniona za uderzenie podwładnego w miejsca intymne, dostała odszkodowanie
Prawo drogowe
Problem z „zieloną strzałką". Dwa razy się nie zatrzymasz i stracisz prawo jazdy
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Prawo w Polsce
Czym są snusy i czy są w Polsce legalne?
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont