Łukasz Kuczkowski, radca prawny, partner, kieruje poznańskim biurem Kancelarii Raczkowski Paruch
Jaka jest obecnie sytuacja polskich przewoźników międzynarodowych po tym, gdy Niemcy wprowadziły minimalne wynagrodzenie godzinowe dla kierowców przewożących towary na ich terytorium? Na razie stosowanie tych przepisów zawieszono, ale czy to oznacza, że przedsiębiorcy mogą być spokojni?
W dużej mierze położenie polskich przedsiębiorstw transportowych zależy od rodzajów przewozów realizowanych na terytorium Niemiec. Dla tranzytu obowiązuje moratorium rządu niemieckiego. Wprowadzono je m.in. w wyniku zdecydowanej postawy polskiego rządu oraz nacisku polskich organizacji skupiających przewoźników. Moratorium oznacza jednak tylko tyle, że Niemcy nie będą kontrolowali przestrzegania przez polskich przewoźników obowiązku płacenia kierowcom wynagrodzenia minimalnego w wysokości 8,50 euro za godzinę pracy na terytorium Niemiec. Strona niemiecka nie wymaga też rejestrowania takich kierowców w urzędzie celnym. Zawieszono zatem obowiązki administracyjne.
Moratorium nie zwalnia jednak polskich przewoźników z wymogu zapłaty minimalnego wynagrodzenia według niemieckich przepisów. Nadal on istnieje i gdy moratorium przestanie działać, nie można wykluczyć, że Niemcy będą kontrolowali przestrzeganie ustawy przez firmy realizujące przewozy tranzytowe za przeszłe okresy.
Jednocześnie moratorium nie obejmuje przewozów kabotażowych (miejsce odbioru i dostawy towaru znajduje się w Niemczech) oraz przewozów docelowych (do i z Niemiec). Przy nich polscy przewoźnicy muszą – według niemieckich przepisów – realizować wszystkie obowiązki wynikające z tamtejszej ustawy o płacy minimalnej. Trzeba więc zarówno rejestrować swoich kierowców, jak i przechowywać dokumentację potwierdzającą wypłatę wynagrodzenia minimalnego oraz wypłacać kierowcom 8,50 euro za godzinę pracy na terytorium Niemiec. Tacy przewoźnicy muszą się też liczyć z kontrolą niemieckich urzędników, do czego zresztą już dochodzi.