Z powodu koronawirusa wielkie koncerny jak Apple, Facebook czy Microsoft, odwołują swoją obecność na ważnych konferencjach. Z obawy przed koronawirusem coraz więcej firm ogranicza podróże służbowe i decyduje się na przejście na pracę zdalną. Naprawdę jest tak źle? Czy pana zdaniem ta cała panika ma sens?
Stanisław Bochniak: Na chwilę obecną na całym świecie około 3,4 proc. zgłoszonych przypadków Covid-19 zakończyło się śmiercią. W naszej najnowszej historii tylko jedna jeszcze epidemia miała tak wysoki poziom śmiertelności jak koronawirus – to grypa hiszpanka. Co najmniej 2,5 proc. śmiertelności przełożyło się, jak podają niektóre źródła, nawet na 50-100 mln zgonów na całym świecie. To dobitnie pokazuje, że z obecną pandemią nie ma żartów i jeśli coś możemy zrobić, to warto podjąć działania. Z badań naukowych wynika, że miasta, które w latach 1918–1919 zamykały szkoły, uniwersytety, zakazywały zgromadzeń publicznych oraz nakazywały obywatelom pozostawanie w domach, miały znacznie niższe wskaźniki śmiertelności. To wyraźnie pokazuje, że rządy, władze miejskie i firmy wcale nie przesadzają z podejmowaniem środków zaradczych. Rezygnacja z konferencji, spotkań biznesowych, czy w ogóle praca z domu to dzisiaj bardzo dobre i potrzebne kroki.
No właśnie – praca z domu. Coraz więcej firm kieruje swoich pracowników do pracy zdalnej, ale skąd gwarancja, że pracownik realnie wykonuje swoje obowiązki?
W dzisiejszych czasach sama obecność pracownika w biurze nie jest gwarancją jego skuteczności. Z badań VMware wynika, że znacznie ważniejszy jest swobodny dostęp do technologii i narzędzi, służących do wykonywania naszych obowiązków. Gdzie to robimy, jest sprawą drugorzędną. A technologii nam nie brakuje. Tylko dzięki Internetowi możemy pracować na wiele nowych sposobów. Telekonferencje możemy zorganizować zarówno z poziomu specjalistycznych platform, jak i zwykłych komunikatorów social media. Codzienne zadania możemy z kolei wykonywać z poziomu aplikacji chmurowych dostępnych na smartfonie. Sam wiele czynności służbowych wykonuję przy użyciu mojego telefonu. Jeśli miałbym zatwierdzić jakieś działania, to gdybym to robił tylko w biurze, ludzie musieliby często czekać kilka dni, a tak mogę to łatwo zrobić w Warszawie, w San Francisco, w przerwie między wystąpieniami na konferencji albo w domu, oczekując bezpiecznie na poprawę sytuacji w związku z pandemią.