Spółdzielnia mieszkaniowa ubiegała się o zezwolenie na wycięcie 120-letniego klonu srebrzystego z powodu zagrożenia, jakie miał stwarzać. Prezydent Lublina i Samorządowe Kolegium Odwoławcze, którzy takiego zezwolenia odmówili, odwoływali się do zasad ochrony przyrody. W tle było jeszcze „rozwiązanie konfliktu mieszkańców z drzewem", tak pojemne, że zmieściło się w nim zacienianie najbliższego budynku, przebijanie się korzeni na chodnik, możliwe spadanie gałęzi na zaparkowane pojazdy, a nawet zaśmiecanie jezdni i chodnika przez spadające kwiaty i liście.
Czytaj także: Czy urzędnik może nakazać usunięcia drzewa, które zagraża ludziom
Sam klon był zdrowy, co potwierdzały dwie opinie dendrologiczne. Miał okazałe rozmiary: 2,5 m obwodu i wysokie walory przyrodnicze oraz krajobrazowe. Specjaliści orzekli, że jego usunięcie spowodowałoby olbrzymią stratę dla środowiska przyrodniczego. Usunięcie drzewa, które jest w zadowalającej kondycji, nie stwarza realnego zagrożenia dla osób i mienia, jedynie latem rzuca cień i nieznacznie wysadza kostkę brukową, byłoby rozwiązaniem zbyt radykalnym, bezzasadnym, kłócącym się z zasadą dbałości o przyrodę – stwierdzili specjaliści.
To, że wiatr może odłamywać gałęzie, nie może oznaczać przyzwolenia na usuwanie drzew rosnących w pobliżu ulic. Toteż prezydent miasta i SKO stwierdzili, że w myśl przepisów ustawy o ochronie przyrody można odstąpić od zasady ochrony drzew przed wycięciem wyłącznie w szczególnych przypadkach. A więc np., gdy drzewo stwarza zagrożenie dla życia, zdrowia i mienia ludzi. W tym przypadku nie można było się go dopatrzyć.
Potwierdził to sąd rozpatrujący skargę spółdzielni, która zgadzała się wprawdzie, że należy chronić przyrodę i przeciwdziałać bezzasadnemu usuwaniu drzew, ale uważała też, że drzewa nie mogą być ważniejsze od zdrowia i życia obywateli.