Przyjemnie jest pisać ten felieton w dniu, w którym Senat USA zatwierdził pomoc wojskową dla Ukrainy. Problem był z Izbą Reprezentantów, gdzie projekt przeleżał przez ponad cztery miesiące, i bywały dni, kiedy nawet najwięksi optymiści tracili nadzieję, że Stany będą w stanie pomóc Ukrainie na czas.
Czas jest znamienny – zbliża się bowiem maj. Z jednej strony 9 maja jest bardzo ważnym dniem dla Rosji. Jest to nie tylko rocznica zakończenia II wojny światowej. W oficjalnej mitologii ZSRS sam, własnymi rękami, zwłaszcza blondsłowiańskich chłopców, pobił tego Hitlera. Częścią mitologii jest, że Hitler był odwiecznym wrogiem Rosji i ZSRS, a wojna rozpoczęła się od knowań zachodnich państw, które wraz z Polską chciały skłonić go do zaatakowania Stalina i jego wielkiego kraju.
Czytaj więcej
Kiedyś byli sowietolodzy i kremlinolodzy. Teraz nie ma już sowietologii ani kremlinologii i została nam tylko putinologia. Nauka raczej niezbyt rozwinięta.
Wiemy, że Rosjanie z żadnego pokolenia nie słyszeli nic ani o pakcie Ribbentrop-Mołotow, ani o tym, że armia sowiecka od września 1939 r. napadała na sąsiednie państwa, w tym na Polskę, Finlandię, Litwę, Łotwę, Estonię i Rumunię. Nie wiedzą o tym ani chłopi, ani robotnicy, ani inteligencja, ani politycy. A jeśli wiedzą, to i tak w to nie wierzą. Kilka lat temu, już po inwazji na Krym w 2014 roku, znajomi przeprowadzali w Rosji nieformalny, ale bardzo porządny test historyczny. Większość odpowiadających nie była pewna, czy USA były w czasie wojny po stronie Stalina, czy Hitlera, ale skłaniała się raczej ku tej drugiej hipotezie.
Doroczne defilady na placu Czerwonym są bardzo ważne nie tylko, by pokazać militarną moc (co do której coraz więcej Rosjan ma stosunek sceptyczny), ale by jeszcze bardziej związać węzeł historii. Dziś, tak jak zawsze, jesteśmy ofiarą i musimy się bronić. Napadli na nas Ukraińcy, którzy są nazistami, tak jak Hitler, a podpuścili ich do tego tradycyjni sojusznicy Niemiec hitlerowskich, tacy jak Polacy czy Brytyjczycy. Przy dokładniejszym przepytywaniu może się nawet okazać, że jedynym (tradycyjnym) europejskim przyjacielem Rosji są Węgry.