Pracodawcy chcą wiedzieć, o ile wzrośnie w przyszłym roku minimalne wynagrodzenie. We wrześniu 2019 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński i w ślad za nim premier Mateusz Morawiecki zaproponowali gwałtowny wzrost najniższej pensji, najpierw do 2600 zł w 2020 i 3000 zł w 2021, do poziomu 4000 zł w 2024 r. W tym roku, ze względu na epidemię i wybory, negocjacje w tej sprawie rozpoczną się nie wcześniej niż po 12 lipca, czyli ewentualnej drugiej turze wyborów prezydenckich.
– Wzrost minimalnego wynagrodzenia jest bardzo atrakcyjny dla rządu, bo z każdych 100 zł aż 50 zł wraca do budżetu jako podatki i składki – komentuje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Pracodawców i Przedsiębiorców. – Podwyżka minimum o 400 zł bardzo negatywnie odbiłaby się na mikro- i małych firmach dotkniętych kryzysem i spowodowałaby wzrost bezrobocia w około 30 proc. powiatów. Najlepiej byłoby więc, gdyby rząd wycofał się z tej propozycji.
Przesunięte negocjacje
Zwykle rząd do 15 czerwca każdego roku przedstawia prognozy na następny rok dotyczące wzrostu gospodarczego, inflacji i propozycję podwyżki najniższych wynagrodzeń, wzrostu pensji w sferze budżetowej i wskaźnik waloryzacji emerytur i rent. W Radzie Dialogu Społecznego rozpoczynają się wtedy negocjacje związków zawodowych, organizacji pracodawców i rządu w sprawie podwyżek.
Czytaj także: Koronawirus podnosi kwoty wolne od potrąceń
W tym roku ze względu na epidemię koronawirusa jeszcze w marcu Sejm zadecydował o przesunięciu tych negocjacji na lipiec. W myśl art. 79 ustawy z 31 marca 2020 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem Covid-19, związki zawodowe i organizacje pracodawców dostaną wskaźniki do końca lipca. Będą mieli wtedy tylko dziesięć dni na przyjęcie wspólnego stanowiska w tej sprawie.