Nowa ustawa o kosztach komorniczych przewiduje ulgi dla tych, którzy spłacą dług od razu po wezwaniu komornika. Pewnie uderzy to komorników po kieszeni, ale chyba powinni zarabiać na ściągniętym długu, a nie na przyniesionym na tacy, panie prezesie?
Rafał Fronczek: To mechanizm demoralizujący. Komornik nie jest od przypominania dłużnikom, że mają dług, ale od egzekwowania go na podstawie wyroku. Dla spryciarzy, którzy doskonale wiedzą, jakie mają zobowiązania, ta regulacja to sygnał, że nie muszą się śpieszyć z ich spłatą, bo gdy już przyjdzie komornik, to będzie to kosztować tylko 3 proc. Lepiej więc obracać tymi pieniędzmi, co pozwoli zarobić na ten niewielki koszt, a to prosta droga do zatorów płatniczych, które w naszym kraju są poważnym problemem. Warto jednak ostrzec takich dłużników, że jeżeli komornik dokona czynności egzekucyjnych i wyegzekwuje należność w ciągu tego miesiąca, opłata wyniesie nie 3, ale 10 proc.
Czytaj także: Komornicy: liczba egzekucji zwiększyła się o prawie 30 proc.
Z kolei w razie oczywiście niecelowego wszczęcia egzekucji lub pomylenia dłużnika komornik pobierze opłatę 10 proc., ale od wierzyciela. To chyba dobre rozwiązanie, nawet dla komorników?
Tak, dobre i sprawiedliwe. To wierzyciel uruchamia organ egzekucji, którego działania generują koszty. Koszty celowej egzekucji pokrywa dłużnik, chyba że okaże się bezskuteczna. Jeśli wierzyciel doprowadza do oczywiście niecelowego wszczęcia egzekucji, musi się liczyć z finansowymi konsekwencjami.