Rz: W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powstaje projekt, który przewiduje uwolnienie zasad zatrudniania na najwyższych stanowiskach w służbie cywilnej. Jak donoszą media, w wyniku zmian, które mają wejść w życie już na początku 2016 r., pracę może stracić nawet 1,6 tys. dyrektorów zatrudnionych w ministerstwach, urzędach wojewódzkich i innych jednostkach administracji rządowej. Jak pan ocenia te pomysły?
Stefan Płażek: Jako doraźny chirurgiczny zabieg, który ma na celu przejęcie władzy w urzędach administracji rządowej. Jest to zresztą w pełni zrozumiałe, bo rząd nie może sobie pozwolić na strajk włoski na najwyższych stanowiskach w administracji publicznej.
Po zmianach stanowiska nie będą obsadzane w konkursach, tylko według uznania szefa danego urzędu. Czy to dobre rozwiązanie?
Nie sprawdziły się dotychczasowe rozwiązania przewidujące dziurawą procedurę konkursową na takie stanowiska. Obecnie przepisy te są powszechnie nadużywane, przez co posady w urzędach często są obejmowane przez kandydatów z politycznym poparciem, a nie tych najlepszych. Nie widzę przeciwwskazań, aby po zmianie koalicji rządzącej najwyższe stanowiska w urzędach były wymieniane, jednak zaraz trzeba zacząć prace nad jakimś trwałym modelem. Co do powołania, widzę je jako akt powierzenia funkcji publicznej, nie jako stosunek pracy. Takie rozwiązania z powodzeniem funkcjonują w sektorze prywatnym. Tam członkowie zarządów spółek są powoływani i odwoływani ze swoich stanowisk, a zatrudniani na podstawie umowy o pracę. Liczę na to, że w ten sposób, w połączeniu z uczciwszymi konkursami, te stanowiska będą obsadzane fachowcami, którzy poradzą sobie z obowiązkami.
Może być z tym problem, bo projekt znosi wymagania dotyczące stażu pracy w administracji czy umiejętności kierowniczych.