Sąd Najwyższy zajął się systemem dodatkowego wynagradzania pracowników w jednej z największych polskich spółek budowlanych.
Chodziło o to, że do wypłaty ze specjalnego funduszu premiowego, zgodnie z regulaminem przyjętym w spółce, był uprawniony wyłącznie pracownik zatrudniony w chwili wypłaty. Ten zapis zakwestionował kierownik kontraktu, który przez cztery lata kierował budową, a ta przyniosła spółce 4,5 mln zł czystego zysku. Zwolnił się jednak tuż przed zakończeniem tych prac.
Poszło o niemałą kwotę, bo aż 63 tys. zł. Spółka, odmawiając wypłaty, powołała się na regulamin funduszu premiowego, który przewidywał, że: „pracownik nabywa prawo do premii lub jej części tylko i wyłącznie w razie pozostawania w stosunku pracy z pracodawcą w momencie wypłaty danej części premii. Jeżeli nastąpi rozwiązanie umowy o pracę z pracownikiem, pozbawia go to prawa do roszczeń o przyznanie premii z funduszu premiowego".
W czasie procesu spółka konsekwentnie dowodziła, że wypłaty w rzeczywistości miały charakter nagród uznaniowych, co do których pracownicy nie mają roszczenia.
Sądy powszechne były jednak innego zdania. Ostatecznie sąd apelacyjny stwierdził, że wypłaty nie mają charakteru uznaniowego, gdyż zgodnie z regulaminem są uzależnione od wkładu pracownika w wykonanie kontraktu. Regulamin przewidywał także możliwość wstrzymania wypłat, gdyby się okazało, że kontrakt jest deficytowy. Uznaniowe było zaś wyłącznie określenie przez prezesa spółki wysokości premii za efekty. A i to nie do końca, bo trzeba było uwzględnić nie tylko zaangażowanie pracowników, ale także przestrzeganie dyscypliny pracy i czas zatrudnienia przy wykonaniu kontraktu. Skoro kierownik przepracował większość czasu przy wykonaniu tego kontraktu, to premia mu się należy. Sąd Najwyższy w wyroku z 14 czerwca 2018 r. odrzucił skargę kasacyjną spółki.