Tak wynika z wyroku Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie z 24 lutego 2016 r. (IV Ca 915/15).
Dotyczył on porozumienia, jakie w formie ustnej zawarły trzy lekarki: jedna z nich miała zarejestrować i prowadzić pod swoim nazwiskiem działalność gospodarczą w zakresie usług medycznych, natomiast dwie pozostałe miały finansowo i organizacyjnie wesprzeć tę działalność. W kosztach i zyskach wszystkie miały partycypować w równych częściach. Ustaliły, że każda z pań wyłoży 20 tys. zł na poczet rozwinięcia przedsięwzięcia. Wzięły na ten cel pożyczki.
Klucz do poradni
Tą, która miała zarejestrować firmę na swoje nazwisko, była Olga A. Po dokonaniu wpisu w ewidencji działalności gospodarczej wspólniczki zaadaptowały wynajęty na ten cel lokal, stworzyły tam poczekalnię i dwa gabinety. Od początku prowadzenia działalności gospodarczej w poradni była zatrudniona Wanda K. na stanowisku rejestratorki.
Rok później zaczęły się problemy. Druga z lekarek Hanna E. była nieobecna w pracy z powodów rodzinnych. Po powrocie zapytała Olgę A., co się dzieje w poradni. Ta stwierdziła jednak, że nie ma czasu. Po dwóch tygodniach Hanna E. otrzymała telefon komórkowy od Olgi A. z kontaktami do pacjentów i personelu oraz adres do księgowej. Olga A. poinformowała, że wyjeżdża na urlop do Hiszpanii. Okazało się, że na liście osób uprawnionych do pobrania klucza do poradni nie widnieje ani Hanna E., ani trzecia z lekarek – Barbara J. Weszły do pomieszczenia dzięki rejestratorce. Zaczęły przeglądać dokumenty i sprzątać lokal. Wówczas obie uznały, że umowa z Olgą A. nie obowiązuje.
Wkrótce działalność gospodarcza założona przez Olgę A. została wykreślona z rejestru, a kilka miesięcy później Barbara J. wezwała wspólniczkę do zwrotu kwoty przekazanej na prowadzenie działalności gospodarczej. Spór o pieniądze zaprowadził panie do sądu.