16 lipca Adam Bodnar, ówczesny minister sprawiedliwości, poinformował o powołaniu pana na urząd rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych. Kilkanaście dni temu złożył pan rezygnację. Co takiego się wydarzyło?
Powodem rezygnacji są względy osobiste czy rodzinne, jakbyśmy ich nie nazywali. Samego faktu rezygnacji nie będę więcej komentował.
A powodem odejścia nie jest zmiana na stanowisku ministra sprawiedliwości?
Nie.
Czytaj więcej
Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek wydał zarządzenie, zgodnie z którym obsługę administracyj...
A może do podjęcia przez pana takiej decyzji przyczyniły się też utrudnienia, na jakie pan napotkał, chcąc wykonywać swoją misję?
Nie miały one żadnego znaczenia. Sytuacja generalnie się nie zmieniła od powołania do dzisiaj. Stan faktyczny ani prawny się nie zmienił. Powody były inne – rodzinne i, tak jak powiedziałem, nie będę komentował przyczyn odejścia.
A miał pan szansę w ogóle wejść do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, w której mieści się pokój rzecznika?
Wszedłem do siedziby KRS. Natomiast pracę w tym miejscu mi uniemożliwiono. Nie udostępniono mi ani biura, ani sekretariatu, ani urządzeń ewidencyjnych, czyli tych, gdzie wpisuje się wszystkie dokumenty. Prezydium KRS przyjęło uchwałę, aby uniemożliwić mi dostęp do tego wszystkiego. Skoro po raz kolejny pyta pani, czy te niedogodności czy trudności były powodem rezygnacji, to powtarzam: nie. Od samego początku wiedziałem, że łatwo nie będzie. Tylko że ja trudności się nie boję. Mamy niekonsekwencje prawne. Te powodują, że niektórzy prawnicy twierdzą, że ja również nie mogę być odwołany, bo ustawa nie przewiduje możliwości rezygnacji rzecznika z pełnionej funkcji. I niech to będzie jakiś przyczynek do dyskusji na temat stanowienia prawa w Polsce. Dawałem przykład, że gdyby nawet rzecznik dyscyplinarny trafił na trzy lata do więzienia czy do aresztu tymczasowego, również nie można byłoby go odwołać. Tak samo nie można by go odwołać, gdyby sam zrezygnował z funkcji.