Opozycja zawsze ma szuflady pełne projektów i gotowe (w warstwie werbalnej) recepty na poprawę wszelakich bolączek państwa. A potem obejmuje władzę i wszystko wraca do „normy”. Nie inaczej było i tym razem.
Nie będę już piłować rządzącej ekipy za nader skromne sukcesy na polu obiecywanego przywrócenia praworządności: mamy wyproszony w Strasburgu kolejny rok na wdrożenie pilotażowego wyroku w sprawie Wałęsa przeciwko Polsce, więc prawnicy, nawet teoretycznie bliscy ideowo, mogą spokojnie dalej się kłócić o kształt przepisów porządkujących status tzw. neosędziów. Prezydent Karol Nawrocki i tak pewnie ustawę w tej kwestii zawetuje, a planu B wciąż nie znamy (choć minister sprawiedliwości Waldemar Żurek lubi przy każdej okazji powtarzać, że go ma).
Dwa lata rządu Donalda Tuska. Czy koalicja spełniła obietnice dotyczące zmian w prawie?
Ale katalog zawiedzionych nadziei nie kończy się na narastającym chaosie w sądach.
Weźmy taki kodeks karny i obiecywane „odziobrzenie” regulacji, które dziś wciąż pozwalają wpakować 14-latka do więzienia, a sędziom wiążą ręce. Chwała premierowi, że zgodził się na reaktywowanie komisji kodyfikacyjnej, szkoda, że większość efektów jej pracy w postaci propozycji gruntownej reformy prawa karnego odłożono ad calendas graecas.
Czytaj więcej
Z projektu nowelizacji kodeksu karnego, który miał odwrócić wątpliwe zmiany przeforsowane przez Z...