W ostatnich dniach byliśmy świadkami burzy wywołanej publikacją w Dzienniku Ustaw ministerialnego rozporządzenia, które zmienia obowiązujący regulamin urzędowania sądów powszechnych i dopuszcza „w wyjątkowych przypadkach” odejście od zasady losowego przydziału spraw sędziom. Nawet kibicujący Waldemarowi Żurkowi w jego misji sprzątania po Ziobrze prawnicy wciąż nie kryją zdziwienia pomysłem, by w takim trybie obchodzić ustawowe rygory.
Czytaj więcej
Sędziowie będący członkami komisji kodyfikacyjnych będą mieć zmniejszony przydział spraw nawet o...
Rozporządzenie Waldemara Żurka w sprawie „sądolotka”. Zmiany nie tylko w sposobie przydziału spraw
Okazuje się jednak, że w sławetnym rozporządzeniu kryje się jeszcze większa niespodzianka. Jest nią przepis, dzięki któremu członkowie działających przy Ministerstwie Sprawiedliwości komisji kodyfikacyjnych, będący jednocześnie sędziami sądów powszechnych, odsapną od wytężonej pracy orzeczniczej, bo liczba przydzielanych im spraw skurczy się do liczby wręcz śladowych. I to pomimo tego, że za swoją komisyjną aktywność są dodatkowo wynagradzani.
Co ciekawe, na takie ulgowe traktowanie nie mogą liczyć sędziowie Sądu Najwyższego, których w komisjach zasiada bardzo wielu. A także prokuratorzy czy sędziowie pracujący (społecznie!) w zespołach problemowych, choć w rzeczywistości to właśnie oni wykonują całą czarną robotę.
W praktyce na zmianie skorzysta kilka osób, m.in. Krystian Markiewicz, były lider sędziowskiego stowarzyszenia Iustitia, i Maciej Czajka, jeden z szykanowanych za poprzedniej władzy krakowskich sędziów.