Był w PRL taki dowcip z brodą: przychodzi facet do księgarni i pyta, czy jest konstytucja, a księgarz na to: „jest i to nawet nieużywana”. Podobnie można po dwóch latach gorzko opisać rządy sprawowane przez Donalda Tuska, choć ostatnio premier nieco się odbił i zaczął nawet władzy trochę „używać”, choć głównie rękoma Waldemara Żurka. Dzięki temu dwulecie swoich rządów obchodzi w znacznie lepszym sondażowym położeniu niż październikowy półmetek kadencji Sejmu. Czyli coś jednak się da – nawet z niesprzyjającym prezydentem.
Dwa lata rządów Donalda Tuska. Dlaczego KO w sondażach rośnie, a koalicjantom spada?
Tyle że nadzieje społeczne, jakie wznieciła koalicja 15 października, wykraczały daleko poza rozliczenia. A i reszta rozbudzonych oczekiwań stoi w kontrze do marzeń twardego elektoratu Tuska o wojnie z PiS, bo sprowadza się raczej do przywrócenia normalności. Tymczasem efektem coraz większego politycznego szaleństwa, w jakie popadamy, jest to, że na niszczącej państwo polaryzacji może i KO rośnie (albo przynajmniej w sondażach jej nie spada), ale jej koalicjanci w niej toną (pod progiem). Jeśli więc celem premiera jest zjeść przystawki i zostać w kolejnym Sejmie niekwestionowanym liderem opozycji, to trzeba przyznać, że idzie mu wybitnie dobrze.
A na poważnie: nienormalne czasy na pewno premierowi nie sprzyjają, nastroje też w dużej mierze się zmieniły. Ale rządząca koalicja zamiast choć spróbować stworzyć rząd nadziei, dała się zniewolić własnym strachom. Po części oczywiście zrozumiałym, ale gorzej, gdy wykraczają one daleko poza fundamentalne kwestie partyjnych interesów, a ich więźniem staje się też sam Donald Tusk.
Czego się boi premier Donald Tusk?
Najdobitniej to widać po głośnej nieobecności w Londynie. Premier może udawać, że spotkanie europejskich liderów w sprawie pokoju na Ukrainie nie jest wcale jakieś superistotne, albo że to nie nasza wina – to złe mocarstwa nas na nim nie chciały, a w ogóle to nie ma takiego miasta jak Londyn. Ale czy naprawdę zrobił wszystko, by siedzieć przy stole decyzyjnym w kwestii, której od miesięcy – podobnie jak prezydent – boi się jak ognia? I robi wszystko, by tylko nie dać się wpisać w rolę polityka zbyt proukraińskiego.