Przy okazji londyńskiego spotkania europejskich potęg z Ukrainą w formacie z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią, powraca narzekanie, że znów Polski nie ma przy najważniejszym stole negocjacyjnym. Tyle tylko, że pytanie o to, dlaczego nas tam nie ma, należałoby odwrócić: co Polska gotowa byłaby poświęcić za to, by podejmować decyzje o pokoju na Ukrainie?
Czy deklaracja o tym, że nie wyślemy wojsk na wschód, przekreśliła nasze szanse na uczestnictwo w procesie pokojowym?
Gdy na początku roku pojawiła się propozycja wysłania na wschód wojsk pokojowych, które miałyby rozdzielić na linii frontu armię rosyjską i ukraińską, polscy politycy prześcigali się w zapewnieniach, że nie pozwolą na wysłanie naszego wojska na Ukrainę. Konfederacja wówczas oskarżyła i rządzącą KO, i opozycyjny PiS o to, że chcą szafować życiem polskiego żołnierza, więc Donald Tusk oraz Jarosław Kaczyński, podobnie jak Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki (trwała kampania wyborcza) zaczęli się prześcigać w zapewnieniach, że oni się na to nie zgodzą.
Czytaj więcej
Najłatwiej byłoby napisać, że europejskie mocarstwa lekceważą rząd Donalda Tuska i prezydenta Kar...
Jeśli nie wyślemy wojsk na Ukrainę, to może jesteśmy gotowi na wysłanie tam dużych sum pieniędzy, np. na odbudowę tego kraju? Czy pozwalają na to obecne nastoje społeczne? Odpowiedź brzmi: nie.