Przeczytałem w gazecie – mocno zaangażowanej w budowę ustroju prawno-politycznego, w którym żyjemy – polemikę uczonych z „prawoznawcami z zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka”. Tytuł miał być uszczypliwy, więc wyjaśnię, że „prawoznawstwo” to inaczej znawstwo prawa. Więc o tytuł bym się nie czepiał, jak robią niektórzy. Być złośliwym też trzeba umieć.
Czy krytycy prawników Fundacji Helsińskiej wiedzą, czym jest logika?
Jednym z elementów znawstwa prawa jest logika. Nie zawsze z „prawoznawcami z zarządu HFPC” się zgadzam. Ale polemika z nimi wymaga znawstwa logiki, którą się posługują. W odróżnieniu od uczonych, którzy posługują się dialektyką. Swoje poglądy potrafią zmienić na „różnych etapach rozwoju historycznego” – jak np. w sprawie stwierdzania ważności wyboru prezydenta, do czego jeszcze w marcu, gdy wydawało się, że wygra inny kandydat niż wygrał, uchwała Sądu Najwyższego miała nie być potrzebna, a w czerwcu okazała się potrzebna, jak wygrał ten drugi. I to jeszcze nie jakiegoś tam sądu, tylko takiego prawdziwego. Który jest prawdziwy, decyduje autorytet uczonych.
Czytaj więcej
Prof. Ryszard Piotrowski czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka stoją tam, gdzie zawsze. Gdzie zaś...
I tu dochodzimy do ciekawego błędu logicznego polegającego na posługiwaniu się argumentum ad auctoritatem i uznaniu, że coś jest prawdziwe tylko dlatego, że twierdzi tak autorytet. Autorzy podręczników do logiki (nawet tej „Dla prawników” – czyli takich trochę gorszych z matematyki) posługiwali się przykładem autorytetu zewnętrznego. Do głowy im nie przyszło, że ktoś się może odwoływać do autorytetu swojego własnego. Tu ma zadziałać argumentum ad verecundiam – czyli nieśmiałości. Więc ja też pomanipuluję trochę i… odwołam się tu do autorytetu. Michael LaBossiere ujął to w sylogizm:
1. A jest (albo deklaruje się, że jest) autorytetem w kwestii S.