Polacy nigdy nie byli skorzy do polubownego rozwiązywania jakichkolwiek sporów. Mówi nam to nasza historia. Mówi nam o tym dzisiejsza praktyka polityczna oraz rzeczywistość sądów powszechnych. Szlachtę, która ukształtowała nadwiślańską kulturę, zawsze cechowało warcholstwo wyrażające się w awanturnictwie, pieniactwie i zamiłowaniu do wzniecania kłótni powodowanych często nie tyle faktyczną koniecznością ochrony słusznych interesów, ile prostacką potrzebą wykazania swojej ważniejszości niż inni, choćby byli oni równi stanem i przywilejami. Uczymy się o tym w szkołach, gdy analizujemy przyczyny rozbiorów w XVIII w. Czytamy o tym w utworach Niemcewicza, Mickiewicza czy Krasińskiego. Jesteśmy czynnymi świadkami pulsującego, warcholskiego dziedzictwa na wszystkich poziomach życia społecznego oraz państwowego we współczesnej Polsce. Możemy obserwować jego aktualną kondycję w szeroko pojętym obszarze wymiaru sprawiedliwości, a pozwalając sobie na odniesienie fantastyczno-naukowe, zdecyduję się powiedzieć: w dwóch alternatywnych wymiarach sprawiedliwości. W mojej bowiem ocenie rzeczywistość ulega rozszczepieniu.