Pokolenia, które pamiętają wybory 4 czerwca 1989 r., stanowią coraz mniejszą część społeczeństwa. Dla młodych, dla których wzrost cen o kilkanaście procent rok do roku jest pierwszym wydarzeniem inflacyjnym w życiu, niepojęte może być, że na początku transformacji inflacja wynosiła 100 proc. rocznie i więcej. Ceny rosły wtedy o jedną trzecią albo i o połowę co miesiąc. Na koniec 1989 r. inflacja wyniosła 640 proc., licząc rok do roku. Deficyt budżetowy sięgnął 12 proc. PKB. Zadłużenie zagraniczne, głównie w Klubie Paryskim (rządy) i Klubie Londyńskim (banki komercyjne), zbliżało się do 42 mld dol. W takiej sytuacji jesienią powstawał plan gospodarczy Leszka Balcerowicza. Większość zmian weszła w życie od 1 stycznia 1990 r.
Program składał się z dwóch filarów: stabilizacyjnego i zmian systemowych. Najważniejsze było ograniczenie hiperinflacji. Na dominujące wówczas przedsiębiorstwa państwowe nałożono popiwek – podatek od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń. Wprowadzono restrykcyjną politykę fiskalną, równoważącą wydatki z dochodami.
Nie wszystkie założenia udało się zrealizować, m.in. polityką budżetową zachwiały zmiany emerytalne z 1990 r. W połowie roku, gdy wydawało się, że program przynosi pozytywne efekty, zdecydowano się na poluzowanie polityki budżetowej i kredytowej. Było to za wcześnie, we wrześniu 1990 r. inflacja znowu wzrosła, wymuszając ponowne zaostrzenie polityki pieniężnej, kredytowej i fiskalnej.
Zaczęły się pogarszać warunki zewnętrzne (w tym warunki współpracy handlowej z ZSRR, konsekwencja przemian ustrojowych w Niemczech), rosły koszty społeczne przemian, w tym bezrobocie. Na koniec 1990 r. wyniosło 6,5 proc., rok później 12,2 proc. Na kilkunastoprocentowym poziomie utrzymywało się latami. Jedną z przyczyn były niekorzystne zmiany na wsi i likwidacja Państwowych Gospodarstw Rolnych, inną chaos związany z prywatyzacją i liczne upadłości firm.