Doświadczenie mówi, że można wygrać wieczór wyborczy, ale przegrać wybory. Chodzi o sytuację, w której ktoś ogłasza się zwycięzcą po publikacji wyników badania exit poll, ale dzień lub dwa później się okazuje, że zwycięstwa wcale nie było. Po ostatnich wyborach parlamentarnych i samorządowych mamy mamy do czynienia z innym zjawiskiem: można wygrać wybory, ale przegrać władzę.
PiS przegrywa swoje zwycięstwo w wyborach do sejmików i traci Podlasie
15 października PiS był partią, która dostała najwięcej głosów, ale koalicja zbudowana przez PO, Lewicę i Trzecią Drogę zdobyła więcej niż połowę miejsc w Sejmie. Po wyborach samorządowych okazuje się jednak, że PiS, choć wygrał na punkty wybory do sejmików, to nie tylko zmniejszył stan posiadania, ale jeszcze nie może być pewnym władzy tam, gdzie teoretycznie dobrze mu poszło. Zdrada na Podlasiu, swary w Małopolsce i liczne konflikty w kraju niszczą efekt, jaki dał PiS wieczór wyborczy. Po ogłoszeniu list w wyborach do Parlamentu Europejskiego w PiS również się zagotowało.
Czytaj więcej
Dla bezpieczeństwa państwa sprawę sędziego Tomasza Szmydta – oraz wpływy Rosji i Białorusi w Polsce – trzeba do spodu wyjaśnić. Ale zmiana tego wyjaśnienia w polityczne widowisko, jak pokazało wcześniej lex Tusk, tylko istnienie wschodniej agentury banalizuje.
Na to zaś nakłada się jeszcze kolejna zdrada – już nie tylko radnej wojewódzkiej na Podlasiu, ale zdrada na rzecz Białorusi sędziego Tomasza Szmydta. Politycy PiS doskonale zdają sobie sprawę, że może ona im zaszkodzić w kampanii do PE, dlatego przekonują, że sędzia to tak naprawdę człowiek obecnej władzy. Sęk w tym, że prócz najtwardszego elektoratu nikt tej opowieści nie kupi.
Czy dojdzie do sondażowej mijanki między PiS a PO?
Co ciekawe, PiS nie stara się tej afery bagatelizować. W przeciwieństwie do afery wizowej (Jarosław Kaczyński twierdził, że to nawet nie jest aferka) czy do kolejnych doniesień o nieprawidłowościach czy marnotrawstwie w Orlenie (wszak PiS kreuje Daniela Obajtka na ofiarę „reżymu Tuska” i bierze byłego prezesa koncernu na listy wyborcze), tym razem sprawa jest nie do obrony. Nawet najtwardszy elektorat nie przyjąłby tłumaczenia, że nic się nie stało. Stało się, więc odium trzeba zrzucić na Donalda Tuska.