Wyjątkowość Zygmunta Hübnera polegała m.in. na jego niespotykanej prawości, która okazywała się wielką siłą w czasach trudnych historycznych prób. Nie ulegał naciskom, dawał aktorom poczucie wolności, także wtedy gdy zajmowali się działalnością mogącą wpędzić ich w kłopoty.
– Jego obecność była wyzwaniem do szlachetności – wspomina Olgierd Łukaszewicz, który pracował z nim w warszawskim Teatrze Powszechnym. – Był surowy, groźny, ale mieliśmy poczucie jego sprawiedliwości.
Od 1955 roku Hübner pracował jako reżyser, a następnie kierownik artystyczny Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Trafił tam po studiach w warszawskiej PWST, stając się jednym z najmłodszych szefów teatrów. Umiał budować zespół skupiając wokół siebie interesujące osobowości. Do tego pozbawiony był egocentryzmu mimo, że sam był aktorem i reżyserem, lansował Wajdę, Jarockiego. Po każdej premierze aktor dostawał od niego bilecik z podziękowaniem i kwiatek – jak wspominają pracujący z nim – choć czynił wrażenie oschłego, był delikatny i czuły.