Sprawa dotyczyła 12 tys. zł kary za wprowadzenie do obrotu zafałszowanej partii sera topionego z szynką. Towar został zakwestionowany po kontroli w spółce jakości handlowej przetworów mlecznych i deserów na bazie mleka. Okazało się, że feralne serki nie spełniały nie tylko wymagań jakości handlowej. Zdaniem wojewódzkiego inspektora jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych nie spełniały też norm dodatkowych zadeklarowanych przez producenta w oznakowaniu co do cech fizykochemicznych. Badania przeprowadzone w specjalistycznym laboratorium inspekcji jednoznacznie wykazały bowiem, że zakwestionowana partia sera topionego z szynką zawierała tłuszcze niemleczne i sterole roślinne.
A to oznaczało, że wyrób nie spełniał definicji przetworu mlecznego ze względu na użycie do jego wytworzenia tłuszczu niemlecznego. Inspektorzy podkreślali, że firma posłużyła się nazwą „ser", która jest zarezerwowana wyłącznie dla przetworów mlecznych.
Uderzenie w interesy klientów
Rzeczywisty skład skontrolowanego produktu, który przesądza, że nie jest on przetworem mlecznym, w istotny sposób narusza interesy konsumentów.
Organ zauważył, że konsument podejmuje decyzje o zakupie towaru przede wszystkim na podstawie podanych w oznakowaniu informacji, w szczególności jego nazwy, która określa tożsamość środka spożywczego. Skontrolowany ser topiony z szynką nie jest produktem mlecznym, tj. serem, lecz jego analogiem, tzn. innym produktem o innych właściwościach.
Tymczasem konsument wzorcowy, przeciętny, tzw. oświecony, wyedukowany, rozważny i krytyczny, który posiada zdolność decydowania o swojej konsumpcji, decyduje się na zakup produktu na podstawie jego oznakowania, tj. nazwy „ser" i jego składu. I z pełną świadomością oczekuje, że nabędzie ser o walorach produktu mlecznego. Tymczasem w rzeczywistości nabywa fałszywy środek spożywczy, tj. substytut sera – całkowicie odmienny wyrób o innym składzie i walorach odżywczych.