– Oby tak zostało, bo cała sprawa z testem przedsiębiorcy wywołała bardzo duże obawy w firmach – mówi Arkadiusz Łagowski, doradca podatkowy, ekspert Lewiatana.
O planach Ministerstwa Finansów, które chciało, aby urzędnicy decydowali o tym, kto jest przedsiębiorcą, a kto etatowcem, pisaliśmy już dwa miesiące temu. Zelektryzowały one wszystkich prowadzących jednoosobową działalność (a takich jest ok. 2 mln), dla których zmiana zasad opodatkowania oznacza z reguły sporą dopłatę PIT i składek ZUS. Nawet po odwołaniu testu przedsiębiorcy przez premiera Mateusza Morawieckiego samozatrudnieni nie mieli pewności, co z dotychczasowymi rozliczeniami. Najbardziej obawiali się ci, którzy współpracują z jednym kontrahentem i świadczą usługi w jego siedzibie, podporządkowując się panującym w niej regułom.
Okazuje się jednak, że fiskus nie ma nic przeciwko takim zasadom prowadzenia biznesu. Kilka dni temu opublikował interpretację potwierdzającą, że współpracujący z dużą spółką specjaliści mogą się rozliczać jak przedsiębiorcy. Chodziło o marketingowców, doradców, analityków, specjalistów od wizerunku. Fiskusowi nie przeszkadzało, że funkcjonują w strukturach spółki: wykonują nadzór nad realizowanymi przez nią projektami czy koordynują pracę osób zatrudnionych na etacie. Ani to, że spółka może weryfikować, co specjaliści robią, i korygować ich działania.
– Interpretacja brzmi uspokajająco, dobrze by jednak było, gdyby każdy samozatrudniony miał własną, wtedy byłby bezpieczny – mówi Łagowski.
Czy jest ryzyko, że fiskus podczas kontroli będzie innego zdania?
– Jest, ale na razie nie kontroluje samozatrudnionych, choć przechodzenie z etatu na firmę zaczęło się na dobre już ponad dziesięć lat temu – mówi Beata Hudziak, doradca podatkowy w kancelarii 8Tax.