Sąd: celowe udostępnienie linka na Facebooku do szkalujących treści narusza dobra osobiste

Udostępnienie przez użytkownika internetu innym osobom linku do artykułu prasowego jest bezprawne, gdy osoba przekazująca działa w określonym celu i jest świadoma możliwości wyrządzenia krzywdy osobie, której dotyczy przekazywana informacja.

Aktualizacja: 24.07.2016 09:22 Publikacja: 24.07.2016 09:00

Sąd: celowe udostępnienie linka na Facebooku do szkalujących treści narusza dobra osobiste

Foto: 123RF

Tak orzekły sądy w sprawie z powództwa Tomasza S., którego prasa uczyniła negatywnym bohaterem afery pedofilskiej w rodzinnych domach dziecka, a linki do artykułu na ten temat zostały potem udostępnione w serwisie społecznościowym.

Afera prasowa i rodzinna

Tomasz S. (dane wszystkich osób zmienione) był dyrektorem domu dziecka podległego Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Rodzinie. Do Ośrodka wpłynęły anonimy, z których wynikało, że wychowawcy w domu dziecka dopuszczają się wobec wychowanków czynów pedofilskich. W placówce przeprowadzono kontrole, które nie potwierdziły takich zarzutów. O wysyłanie szkalujących go informacji Tomasz S. podejrzewał swoją ówczesną żonę, z którą był w konflikcie. Joanna S. kontaktowała się bowiem z pracownikami placówki, którym oświadczała, że zrobi wszystko, aby zniszczyć Tomasza S. i doprowadzić do tego, żeby stracił pracę. Tomasz S. osobiście informował pracowników o zamiarach swojej żony i o konflikcie z nią. Niedługo potem sąd rozwiązał ich małżeństwo przez rozwód bez orzekania o winie.

W tym czasie w jednej z gazet i na jej stronie internetowej ukazał się artykuł pt. „Afera w (...)! Pedofile rządzili domami dziecka". Tekst zawierał m.in. następujący fragment: „Wielki skandal w (...). W mieście aż huczy od doniesień o pedofilii w rodzinnych domach dziecka. Opiekunowie mieli macać wychowanki po pupach, pić z dziewczętami alkohol i imprezować. Co gorsza jeden z dyrektorów miał obnażać się przed nastolatkami. Ci sami mężczyźni nadal pracują z dziećmi. Jak ustalił (...) afera pedofilska wyszła na jaw, gdy zbulwersowana osoba, najprawdopodobniej blisko związana z placówkami podległymi pod Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie, opisała w nich, jak opiekunowie, którzy mieli pomagać skrzywdzonym przez los dzieciom, bezczelnie je wykorzystywali. Na świeczniku znalazł się między innymi T. S. (lat 37). Był dyrektorem (...) I. R.o w (...). W jego placówce miało dochodzić do wielu nieprawidłowości. T. S. był podobno bardzo blisko z niektórymi ze swoich nastoletnich podopiecznych. Miał częstować dziewczyny alkoholem, imprezować z nimi i obmacywać. Nasi reporterzy zdobyli zdjęcia, które miał robić i zbierać dyrektor. Fotografie mówią same za siebie. Tak nie pozuje z wychowankami opiekun! Wiele z nich przytula i robi im zdjęcia w kontrowersyjnych pozach. T. S. z braku dowodów nie został ukarany w sadzie, ale w tajemniczych okolicznościach stracił jednak pracę. Niestety jak ustaliliśmy, wciąż opiekuje się nieletnimi. Prowadzi fundację i jest dyrektorem dwóch domów opieki dla dzieci".

Dzień po tej publikacji jej fragment zamieściła na portalu internetowym Sandra C. Tego samego dnia na swoim koncie na Facebooku Katarzyna J. udostępniła link do artykułu oraz zamieściła wpis o treści: „W końcu dobiorą się do d... tego pedofila". Obok widniało jedno ze zdjęć ilustrujących materiał prasowy przedstawiające zamazaną postać Tomasza S. Fragment artykułu zamieścił także na swoim profilu Czesław J.

Tomasz S. dowiedział się o tym od znajomych. Katarzyna J. jest siostrą jego byłej żony, Czesław J. to mąż szwagierki, a Sandra C. jest z kolei szwagierką Czesława J. Wszelkie kontakty z Tomaszem S. zerwali, gdy popadł on w konflikt ze swoją małżonką.

Tomasz S. boleśnie przeżył stawiane mu publicznie zarzuty. Wpłynęły one negatywnie na jego życie zawodowe, przełożeni zaczęli go kontrolować i stracili zaufanie do niego. W końcu rozwiązali z nim umowę o pracę na stanowisku dyrektora domu dziecka. S. zdecydował się walczyć przed sądem o przeprosiny i zadośćuczynienie za bezprawne naruszenie jego czci oraz wizerunku przez członków rodziny byłej żony. Domagał się od nich po 25 tys. zł zadośćuczynienia.

To nie było w społecznym interesie

Sąd Okręgowy uznał powództwo Tomasza S. za usprawiedliwione co do zasady. Doszło bowiem do bezprawnego naruszenia jego czci przez udostępnienie publikacji z gazety. Wprawdzie w artykule nie podano danych osobowych powoda, a jedynie jego imię i inicjał nazwiska, lecz i tak możliwe było zidentyfikowanie go przez osoby, które go znały. Identyfikację ułatwiało zresztą zamieszczone zdjęcie powoda.

- Samo przekazanie przez użytkownika internetu innej osobie linku do artykułu prasowego nie stanowi co do zasady naruszenia dóbr osobistych i nie jest bezprawne, jednak inaczej jest w sytuacji, gdy osoba przekazująca działa w określonym celu i jest świadoma możliwości wystąpienia negatywnych skutków takiego działania oraz możliwości wyrządzenia krzywdy innej osobie, której dotyczy przekazywana informacja – wyjaśnił Sąd.

Tak było w tym przypadku. Pozwani działali bezprawnie, gdyż jako osoby pozostające w bliskiej relacji rodzinnej z powodem, znające się bardzo dobrze, podjęli celowe działanie, aby powoda przedstawić w negatywny sposób. Sąd nie uznał tłumaczeń pozwanych, że działali w uzasadnionym interesie społecznym, ponieważ, jego zdaniem, świadomie rozpowszechniali wiadomości, które powinny budzić ich wątpliwości. Wiedzieli bowiem, że do czasu publikacji artykułu żaden z zarzutów wobec powoda nie został potwierdzony.

Rekompensata pieniężna też się należy

Sąd I instancji uznał, że pozwani powinni Tomasza S. przeprosić na naruszenie jego dóbr osobistych w analogicznej formie, w jakiej doszło do tego naruszenia, czyli na portalu społecznościowym. Oddalił natomiast roszczenie powoda o zadośćuczynienie pieniężne, uznając, że byłby to dla pozwanych środek zbyt dotkliwy, gdyż krąg osób, które mogły zapoznać się z artykułem na skutek działań pozwanych, był stosunkowo niewielki.

Apelację od wyroku wniosły obie strony. Tomasz S. podtrzymywał żądanie zapłaty zadośćuczynienia przez wszystkich pozwanych. Pozwani wnosili o oddalenie powództwa.

Sąd odwoławczy uwzględnił częściowo tylko apelację powoda.

- Wprawdzie Tomasz S. nie wykazał, by opisywane przez niego ujemne skutki ukazania się spornej publikacji prasowej wystąpiły na skutek działania pozwanych, a nie – wydawcy gazety i portalu, jednak krzywda wyrządzona powodowi w sposób zawiniony poprzez działanie pozwanych zasługiwała na częściowe zrekompensowanie również poprzez świadczenie pieniężne, w wysokości po 5 tys. zł od każdego z pozwanych – stwierdził Sąd Apelacyjny.

W jego ocenie należało bowiem mieć na względzie, że pozwani świadomie i z zamiarem dokuczenia powodowi, nie mając – z racji wcześniejszych bliskich powiązań rodzinnych– żadnych racjonalnych przesłanek potwierdzających wiarygodność treści zawartej w materiale prasowym, wyselekcjonowali krzywdzące powoda informacje i umieścili na swoich profilach na Facebooku dostępnych dla szerszego grona użytkowników tego portalu linki do treści podanych w tonie sensacji i zniesławiających pokrzywdzonego.

Wyrok Sądu Apelacyjnego z 27 kwietnia 2016 r. (sygn. akt I ACa 1068/15) jest prawomocny.

Tak orzekły sądy w sprawie z powództwa Tomasza S., którego prasa uczyniła negatywnym bohaterem afery pedofilskiej w rodzinnych domach dziecka, a linki do artykułu na ten temat zostały potem udostępnione w serwisie społecznościowym.

Afera prasowa i rodzinna

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP