Problem w tym, że nie są tam oni najlepiej traktowani. W listopadzie francuskie media doniosły nawet, że tamtejsi kontrolerzy dostali od Antoine'a Fouchera, dyrektora gabinetu tamtejszego ministra pracy, polecenie wykonania planu 24 tys. kontroli pracowników oddelegowanych do Francji w 2019 r., a brakowało im jeszcze 7 tys. inspekcji.
Grzywny i więzienie
Jak te kontrole wyglądają, pokazuje przykład polskiego przedsiębiorcy działającego we Francji.
– Dostarczyliśmy wysoko wykwalifikowanych pracowników na budowę szpitala na Korsyce, ale inspektorzy pracy zarzucili nam, że zgodnie z tamtejszym kodeksem pracy działamy nielegalnie, za co grożą nam bardzo wysokie kary finansowe i nawet trzy lata więzienia – mówi Radosław Gałka, prezes Poland Workforce. – Co gorsza, o zagrożeniu podobną odpowiedzialnością zostali poinformowani nasi francuscy kontrahenci i umowa natychmiast została zerwana. Nikogo nie interesuje, że działamy we Francji legalnie, na wszystko mamy odpowiednie dokumenty.
Jak się okazuje, francuscy inspektorzy pracy dają możliwość wyjścia z tej sytuacji obronną ręką. Stawiają warunek: polski biznes zacznie rejestrować spółki we Francji, by płacić tam podatki i składki na ubezpieczenie polskich pracowników. Wynika to wprost z pism francuskiej inspekcji pracy kierowanych do polskich przedsiębiorców.
Już niedługo może się to stać unijnym obowiązkiem, bo Komisja Europejska i Parlament Europejski pracują już nad zmianami w systemie ubezpieczenia pracowników migrujących pomiędzy państwami UE. Nie ma wątpliwości, że mają one utrudnić świadczenie usług przez polskie firmy na europejskich rynkach. Lobbują za nimi politycy francuscy i niemieccy. Projekt zmian w dyrektywie o koordynacji ubezpieczeń społecznych przewiduje, że zagraniczni przedsiębiorcy będą musieli zapłacić składki tam, gdzie mają największe obroty.
Szukanie haka
– Zdarza się, że policja francuska traktuje przepisy „po swojemu". Nie zawsze chce współpracować czy też wysłuchać kierowcy. Nie jest też na bieżąco ze zmianami. Jeśli po drugiej stronie nie ma partnera z wiedzą i doświadczeniem, to najczęściej kończy się to mandatami – mówi Agnieszka Martinez-Murawska, prawnik z firmy Move Expert. – Brak zaświadczenia o oddelegowaniu w formie papierowej podczas kontroli drogowej, nawet jeśli kierowca odnajdzie je pół godziny później, powoduje nałożenie mandatu, bo taki dokument znaleziony później nie jest już akceptowany.