Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg

Federalna Europa czy Europa narodów? Przywódcy „27” od lat unikają odpowiedzi. Ale dłużej zwlekać się nie da.

Publikacja: 30.04.2024 04:30

Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg

Foto: PAP/EPA

Albo zasiądziemy za stołem, gdzie rozstrzygają się losy świata, albo wejdziemy w skład menu dla innych: Chińczyków, Rosjan, Amerykanów – mówi „Rzeczpospolitej” Sandro Gozi, eurodeputowany i kandydat na przewodniczącego Komisji Europejskiej liberałów z klubu Odnowić Europę.

Od wejścia w życie traktatu w Lizbonie 15 lat temu przywódcy Wspólnoty robili, co mogli, aby nie rozstrzygać tego dylematu. Nie chcieli otwierać traktatów europejskich. Obawiali się, że w takim przypadku proces negocjacji w ramach tzw. konwentu wymknie się spod kontroli. Każdy kraj będzie przecież mógł wówczas wysunąć własne postulaty i zażądać ich spełnienia w zamian za akceptację naprawdę niezbędnych reform. Takie są przecież reguły gry, gdy obowiązuje jednomyślność.

Reforma Unii Europejskiej. Długa lista niezrealizowanych propozycji

Dlatego lista proponowanych zmian, które nigdy nie doczekały się realizacji, coraz bardziej się wydłużała. Propozycje samego Emmanuela Macrona nie są łatwe do spamiętania. Wśród najbardziej znaczących można wymienić powołanie przewodniczącego Rady Europejskiej („prezydenta Europy”) w głosowaniu powszechnym, utworzenie kilkakrotnie większego od budżetu Unii Europejskiej budżetu strefy euro czy opracowanie list transnarodowych w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Dłużej czekać z przebudową Wspólnoty już się jednak nie da. Od traktatu w Lizbonie świat się zbytnio zmienił. Nie tylko Rosja prowadzi już trzeci rok wojnę w Ukrainie o skali, jakiej nasz kontynent nie widział od 1945 roku, ale perspektywa powrotu do Białego Domu Donalda Trumpa powoduje, że nie jest już pewne, czy Ameryka uchroni Unię przed rosyjskim imperializmem. Miejsce otwartej współpracy gospodarczej zajmuje protekcjonizm nie tylko w Chinach, ale i w Stanach Zjednoczonych. W każdej chwili pacyfikacja Strefy Gazy przez Izrael może doprowadzić do rozlania się wojny na cały Bliski Wschód i wywołać wielokrotnie większą niż w 2015 roku falę emigracji do Europy.

Czytaj więcej

Sondaż: Polacy nadal chcą Unii Europejskiej. Większość przeciw wprowadzeniu euro

Rosja zmusza Unię Europejską do reformy

Zwolennicy integracji są zgodni, jaka powinna być odpowiedź Brukseli. To przede wszystkim powołanie polityki obronnej i zagranicznej z prawdziwego zdarzenia. Jednym z warunków jest zniesienie prawa weta przy podejmowaniu przez Radę UE w obu tych obszarach. Ale także integracja przemysłu zbrojeniowego kontynentu i ustanowienie zalążka czegoś na kształt armii europejskiej (siły szybkiego reagowania). Kalendarz tych reform narzuca Rosja: zdaniem niemieckiego ministra obrony Borisa Pistoriusa wystarczy ledwie pięć lat, aby Władimir Putin był w stanie uderzyć w NATO.

Jeśli nie od traktatu rzymskiego (1957 rok), to z pewnością od upadku bloku wschodniego zjednoczona Europa nie była tak zagrożona. Zdaniem Macrona może wręcz „umrzeć”, jeśli nie podejmie trudnych reform.

Tyle że również nigdy ugrupowania eurosceptyczne nie były tak silne jak dziś. Zdaniem Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) dwa kluby zrzeszające w europarlamencie ugrupowania przeciwne integracji (Tożsamość i Demokracja oraz Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) mogą w wyborach europejskich w czerwcu przejąć co czwarty mandat w zgromadzeniu w Strasburgu. Strach przed odpływem wyborców do skrajnej prawicy jest tak duży, że partie wchodzące w skład umiarkowanej Europejskiej Partii Ludowej coraz częściej przejmują hasła typowe dla radykałów, a w wielu krajach Unii wchodzą z nimi w koalicje czy to na szczeblu centralnym, czy lokalnym.

Czytaj więcej

Leszek Miller: Znów jest zainteresowanie Polską

Wizję tego, jak wyglądałaby Unia, gdyby nacjonalistyczni populiści byli górą, przedstawił w marcu zeszłego roku w Heidelbergu Mateusz Morawiecki. Ówczesny premier mówił o „Europie narodów”, czyli cofnięciu zegarów integracji o sześć dekad, do czasów generała de Gaulle’a. Bruksela byłaby wtedy ograniczona do roli ośrodka jednej z wielu organizacji współpracy międzynarodowej bez ambicji geopolitycznych.

O tym, że sprowadzenie Unii do pozycji w menu wielkich potęg staje się coraz bardziej prawdopodobne, świadczy także zmiana polityki Brukseli w ostatnich miesiącach. W obawie przed narastającą falą populizmu, a w szczególności blokadami rolników europejska centralna zrezygnowała z zasadniczej części agendy klimatycznej, choć był to priorytet Ursuli von der Leyen. A reforma polityki migracyjnej, której częścią są umowy z autorytarnymi krajami sąsiadującymi z Unią o zablokowaniu szlaków uchodźców, w znaczącym stopniu jest realizacją oczekiwań skrajnej prawicy. A jej apetyt będzie rósł w miarę jedzenia.

Albo zasiądziemy za stołem, gdzie rozstrzygają się losy świata, albo wejdziemy w skład menu dla innych: Chińczyków, Rosjan, Amerykanów – mówi „Rzeczpospolitej” Sandro Gozi, eurodeputowany i kandydat na przewodniczącego Komisji Europejskiej liberałów z klubu Odnowić Europę.

Od wejścia w życie traktatu w Lizbonie 15 lat temu przywódcy Wspólnoty robili, co mogli, aby nie rozstrzygać tego dylematu. Nie chcieli otwierać traktatów europejskich. Obawiali się, że w takim przypadku proces negocjacji w ramach tzw. konwentu wymknie się spod kontroli. Każdy kraj będzie przecież mógł wówczas wysunąć własne postulaty i zażądać ich spełnienia w zamian za akceptację naprawdę niezbędnych reform. Takie są przecież reguły gry, gdy obowiązuje jednomyślność.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Koszmar Ameryki, czyli Putin staje się lennikiem Chin
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Czy Rafał Trzaskowski walczy z krzyżem?
"Rz" wyjaśnia
Anna Słojewska: Bruksela wybierze komisarza wskazanego przez Donalda Tuska, nie przez prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Spot KO nie licuje ze słowami Donalda Tuska. To nie czas na osłabianie wspólnoty
analizy
Na egzaminie ósmoklasisty dobre wyniki z angielskiego rzadko są zasługą szkoły