Czytając kolejne doniesienia dotyczące (braku) możliwości rozróżnienia, co jest prawdą, a co nie, zacząłem (ponownie) się zastanawiać, czy dobrze robimy, pozwalając na praktycznie nieograniczony dostęp do generatorów treści, obrazów czy dźwięku. W świecie #chatgpt, #midjourney czy #dall-e tworzenie „czegoś” nowego staje się zupełnie naturalne i niewymagające ani nadmiernego wysiłku (chyba że chodzi o wymyślenie prompta – zapytania), ani pieniędzy. Kiedyś, żeby postawić czyjś wizerunek w „niewygodnym położeniu” trzeba było znaleźć specjalistę, który się na tym zna, i mu odpowiednio zapłacić, co zwykle nie było tanią zabawą. Dzisiaj wystarczy kilka słów, które wpiszemy do odpowiedniego narzędzia, i możemy cieszyć się gotowym wywiadem z nieżyjącym aktorem, papieżem w karykaturalnej puchowej kurtce czy „próbką” głosu Freddiego Mercury'ego, który śpiewa „Enter Sandman” zespołu Metallica. Możliwości są praktycznie nieograniczone i nie dla wszystkich przeszkodą zdają się być przepisy chroniące wizerunek czy prawa własności intelektualnej. A to jednak coś, o co powinniśmy walczyć.