W poniedziałek zajmował się niecodzienną sprawą dyscyplinarną sędziego, który przez 7 lat prowadził skomplikowaną, 10-tomową sprawę karną oskarżonego o pedofilię. Wskutek działań jego pełnomocników został ukarany karą dyscyplinarną i naganą za przewlekłość procesu, a mężczyzna obciążony zarzutami o pedofilię otrzymał z tego tytułu zadośćuczynienie.
Sąd dyscyplinarny I instancji uznał, że sędzia jest winny przewlekłości i wymierzył mu karę nagany, pomimo dostrzeżenia manipulacji adwokatów zmierzającej do obstrukcji procesu, objawiającej się chociażby ich absencją na rozprawach i składaniem licznych wniosków o wyłączenie kolejnych sędziów. Zdaniem składu orzekającego terminy rozpraw i zarządzane przerwy były zbyt długie, a obowiązkiem sędziego było uniemożliwienie manipulacji ze strony pełnomocników oskarżonego.
Od tego wyroku sędzia złożył odwołanie do Sądu Najwyższego-Sądu Dyscyplinarnego. Jego zdaniem przerwy były zarządzane zgodnie z procedurą karną i nie ponosi on winy za przewlekłość postępowania.
SN uznał odwołanie za zasadne i odstąpił od wymierzenia kary, tym samym uznając przewinienie za czyn mniejszej wagi. Stwierdził również, że sąd dyscyplinarny I instancji nie wziął pod uwagę tego, że do przewlekłości doszło z powodu szczególnego nasilenia złej woli przez oskarżonego i jego pełnomocników.
- Sprawa przewlekłości jest od lat bolączką polskiego wymiaru sprawiedliwości (...) Ale mamy do czynienia z koniecznością wyważenia dwóch racji: sprawnego procesu i właściwego nadzoru oraz zachowania stron – uzasadniała sędzia SN Agnieszka Piotrowska.