Stulecie odzyskania niepodległości, wydarzenia zorganizowane przez władze państwowe i przez różne ruchy oraz stowarzyszenia, a zwłaszcza wystąpienia wygłoszone w ostatnich dniach, były dobrą okazją do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę konstytuuje Rzeczpospolitą Polską, czyli wspólnotę polityczną, której częścią jest każdy z nas. Inną perspektywę, skłaniającą do podobnych przemyśleń, dały decyzje prezydentów Warszawy i Wrocławia, usiłujące zakazać odbycia zgromadzeń publicznych, znanych jako marsze niepodległości.
Czytaj także: Niepoprawni o konstytucji: konstytucja się dezaktualizuje
Dyskurs publiczny
Te dwie perspektywy pozwalają na postawienie tezy, jakkolwiek być może brzmiącej kontrowersyjnie, że konstytucja z 1997 r. w rzeczywistości nie konstytuuje Rzeczypospolitej Polskiej, a na pewno nie jest tak szczerze traktowana. W żadnym razie nie chcę tak sformułowaną tezą odebrać ustawie zasadniczej roli najważniejszego aktu prawnego w polskim systemie źródeł prawa stanowionego. Zastanawiam się jednak, przede wszystkim z perspektywy prawnej, czy rola konstytucji rozumiana jest prawidłowo, a także czy właściwie odczytuje się jej znaczenie w dyskursie publicznym, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczy on tematów ważnych i zarazem społecznie wrażliwych.
Uroczystości państwowe, religijne oraz szereg innych wydarzeń, które odbyły się w niedzielę, były okazją do przekonania się, w jaki sposób wyrażamy swoją tożsamość narodową. Było to wspólne śpiewanie hymnu i pieśni patriotycznych, noszenie barw państwowych – w Warszawie wszędzie spacerowały liczne grupy z biało-czerwonymi flagami, odwiedzanie miejsc szczególnie związanych z naszą historią. W przemówieniach mówiono o polskiej historii, w tym zwłaszcza o bohaterstwie wielu Polaków, przejawiającym się zarówno w czynach zbrojnych, jak i w pozytywistycznej pracy u podstaw. Mówiono o wielkich Polakach – politykach, żołnierzach, duchownych, artystach. Mówiono także o wartościach, do których jesteśmy przywiązani. O konstytucji szczególnie nie wspominano. Chyba wcale nie dlatego, że jest ona teraz przedmiotem politycznego skonfliktowania, ale dlatego, że tożsamość Polaka, inaczej niż obywatela USA, nie zawiera w sobie szczególnego przywiązania do takiego lub innego aktu prawnego. Konstytucja RP, inaczej niż w USA, nie ma charakteru aktu założycielskiego.
Wspólna ustawa
Przywiązanie niektórych środowisk do konstytucji okazało się zresztą ostatnio bardzo instrumentalne. Wystarczyło bowiem, że w Warszawie i we Wrocławiu wydano decyzje zakazujące zorganizowania zgromadzeń publicznych znanych jako marsze niepodległości, aby sporo osób, często posługujących się hasłem „Konstytucja", zapomniało o brzmieniu jej art. 57, który – jako zasadę – wprowadza prawo do organizowania pokojowych zgromadzeń. Można być oczywiście przeciwnikiem takiego sposobu świętowania niepodległości, można nawet fundamentalnie nie zgadzać się z jego organizatorami. Hipokryzją jest jednak zachowanie tych osób, które machały konstytucją, gdy w Lublinie zakazywano parady równości, a jednocześnie nie tylko nie wyraziły oburzenia z powodu decyzji władz Warszawy i Wrocławia, ale wręcz wyraziły z tego powodu satysfakcję. Obnaża to instrumentalne traktowanie konstytucji, jako argumentu w sporze, czasem bardzo twórczo wykładanego, nie zaś jako rzeczywistego źródła ocen i rozstrzygnięć. Każdy może znaleźć coś dla siebie w ustawie zasadniczej, co prowadzi nierzadko do uzasadniania z jej pomocą wzajemnie znoszących się tez. Tylko czy jest to wtedy jeszcze nasza wspólna ustawa zasadnicza?