Ciągle ważą się losy prawa zamówień publicznych. Polska ma czas na implementację unijnych dyrektyw do kwietnia 2016 r. Rząd PO przyjął projekt zupełnie nowej ustawy, spotkała się ona z głosami krytycznymi części ekspertów. Obecny rząd wrócił do tego projektu, wprowadzając zmiany. Niewykluczone jednak, że skłoni się do opinii tych ekspertów, którzy przekonują, że lepszym rozwiązaniem byłoby przygotowanie małej nowelizacji, która zawierałaby tylko takie zmiany, jakie są konieczne ze względu na obowiązek implementacji unijnej dyrektywy. To rozwiązanie wydaje się w tej chwili bardziej prawdopodobne, chociaż ostatecznej decyzji jeszcze nie ma. Rozmawiano na ten temat w ubiegłym tygodniu m.in. podczas pierwszego posiedzenia Rady Dialogu Społecznego.
80 punktów
– Mamy informacje, że będzie przygotowywana tzw. mała nowelizacja, dostosowująca polskie przepisy do unijnych dyrektyw – mówi Marek Kowalski z Lewiatana, przewodniczący zespołu ds. zamówień publicznych Rady Dialogu Społecznego. Jego zdaniem, aby implementować dyrektywę, trzeba wdrożyć około 80 zmian.
Co konkretnie musiałoby się znaleźć w takiej małej nowelizacji pzp? Wojciech Hartung, ekspert ds. zamówień publicznych z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, wskazuje m.in. na doprecyzowanie definicji, włączając w to najważniejsze dla całej ustawy, tj.: „zamówienia publicznego" oraz podmiotów zobowiązanych do jej stosowania, w tym tzw. podmiotu prawa publicznego. – To ostatnie pojęcie nawet w orzecznictwie Naczelnego Sądu Administracyjnego jest interpretowane inaczej niż w orzecznictwie i doktrynie europejskiej, konieczne jest więc doprecyzowanie tego pojęcia w polskich przepisach, by były spójne z unijnymi – mówi Hartung.
Zwraca też uwagę, że konieczne jest dookreślenie wyłączeń, czyli sytuacji, w których nie trzeba stosować ustawy, rezygnacja z podziału na usługi priorytetowe i niepriorytetowe, bo nie ma już takiego rozróżnienia w nowej dyrektywie. Nowa dyrektywa reguluje też w miarę precyzyjnie kwestie zmiany umowy o zamówienie publiczne. – Dzięki temu w końcu również polscy zamawiający i wykonawcy będą mogli wprost korzystać z bardziej elastycznych i dostosowanych do realiów gospodarczych możliwości. Pozostaje również kwestia elektronizacji procesu udzielania zamówień, z tym że proces ten w znacznej części stanie się obligatoryjny dopiero od kwietnia 2018 r. – mówi Hartung.
Co z in-house
Eksperci zwracają uwagę, że wbrew opiniom, które się pojawiają w debacie, nie musimy wdrażać przepisów dotyczących in-house, czyli regulacji, które umożliwiają bezprzetargowe zlecania zamówień podmiotom zależnym, np. spółkom miejskim.