– Podmioty publiczne to dla przedsiębiorców pewny płatnik, który na pewno uiści swoje zobowiązania. Skrócenie terminów płatności w tych obszarach powinno być bobrze przyjęte przez rynek – uważa Zofia Gałązka radca prawny z grupy prawnej Togatus.
Resort uważa też, że należy wprowadzić ustawowy obowiązek stosowania maksymalnego 60-dniowego terminu zapłaty w transakcjach, w których wierzycielem jest mała lub średnia firma, a dłużnikiem duży przedsiębiorca. Proponuje ponadto, by zapisy umowne przewidujące dłuższy termin zapłaty były nieważne z mocy prawa. A to oznacza, że znikną obecne rozwiązania zezwalające na umowne określenie dłuższego niż 60-dniowy termin zapłaty pod warunkiem, że „ustalenie to nie jest rażąco nieuczciwe wobec wierzyciela".
Eksperci pytani, czy skrócenie terminów wystarczy, by zlikwidować zatory płatnicze, mają wątpliwości.
Piotr Podgórski, wiceprezes Ogólnopolskiej Federacji Przedsiębiorców i Pracodawców – Przedsiębiorcy.pl, uważa, że przepisy o skróceniu terminów zapłaty brzmią bardzo ładnie, ale nie wyeliminują nierzetelnych dłużników, którzy niezależnie od terminu i tak nie mają zamiaru płacić kontrahentom.
Teoria a praktyka
– W celu windykacji należności musimy i tak skierować sprawę do sądu, gdzie, jak pokazują statystyki, nie uzyskamy szybko rozstrzygnięcia. Trzeba więc popracować nad procedurą cywilną, a konkretnie nad mechanizmami umożliwiającymi szybką egzekucję wierzytelności, w szczególności w nieskomplikowanych sprawach o zapłatę, które jednak są dominujące – uważa Podgórski. Jego zdaniem konieczna jest modyfikacja przepisów związanych z e-sądem (gdzie trafiają proste sprawy windykacyjne, w których nie ma konieczności przeprowadzania postępowania dowodowego).
– Warto przypomnieć, że z początkiem lipca wprowadzono zmiany w kodeksie cywilnym, które skróciły okres przedawnienia i nakazały sądom jego badanie z urzędu. To nie sprzyja eliminacji zatorów, a powoduje jeszcze większe obciążenie sądów – zauważa Podgórski.