Nowa tarcza wprowadza zamrożenie obowiązku zgłoszenia wniosku dla tych przedsiębiorców, którzy stali się niewypłacalni w czasie stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii i jednocześnie na skutek epidemii COVID-19. Zgodnie z ustawą w czasie stanu epidemii bieg trzydziestodniowego terminu do złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega przerwaniu. Oznacza to, że po odwołaniu stanu epidemii termin trzydziestu dni na zgłoszenie wniosku będzie dla ww. przedsiębiorców biegł na nowo. Ustawa wprowadza także domniemanie, zgodnie z którym jeżeli stan niewypłacalności powstał w czasie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 domniemywa się, że zaistniał z powodu COVID-19.
Należy zauważyć, że przedsiębiorcy, których niewypłacalność nie powstała na skutek epidemii koronawirusa, a np. zwykłego niepowodzenia gospodarczego (do którego doszłoby nawet gdyby nie było epidemii), powinni złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości na starych zasadach. Powyżej wskazane domniemanie, że stan niewypłacalności zaistniał z powodu COVID-19 jest domniemaniem wzruszalnym. Oznacza to, że można je obalić przedstawiając dowody przeciwne. Jedynie ciężar dowodu jest w tym przypadku przerzucony z dłużnika na wierzyciela. Kiedy wierzyciel może próbować obalić domniemanie? Na przykład w procesie wytoczonym przez niego na podstawie art. 299 Kodeksu spółek handlowych przeciwko członkowi zarządu dłużnika o przeniesienie na niego odpowiedzialności za zobowiązania spółki, jeżeli egzekucja z majątku spółki okaże się bezskuteczna lub wierzyciel nie otrzyma w upadłości spółki pełnego zaspokojenia. Wtedy może próbować wykazać, że niewypłacalność dłużnika nie powstała wskutek koronawirusa, a co za tym idzie, wniosek o ogłoszenie upadłości dłużnika został zgłoszony za późno, czyli po epidemii a nie np. jeszcze w jej trakcie. Jeżeli uda się wierzycielowi domniemanie obalić, ma on szansę na otrzymanie zaspokojenia z majątku osobistego członka zarządu niewypłacalnej spółki. Fakt, że ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie domniemania wzruszalnego może powodować więc wśród niewypłacalnych przedsiębiorców pewien stan niepewności i prawdopodobnie niektórzy z nich złożą wnioski o ogłoszenie upadłości na ogólnych, dotychczasowych zasadach tylko po to, żeby ten stan niepewności wyeliminować. Z drugiej strony obalenie domniemania może okazać się jednak dosyć trudne dla wierzyciela, a to z uwagi na prawdopodobne trudności w zgromadzeniu przez niego wystarczających środków dowodowych dotyczących sytuacji dłużnika (chyba że już z samych akt postepowania upadłościowego będzie wynikało, że niewypłacalność nie była skutkiem COVID-19).
Warto zauważyć, że ustawa nie chroni przedsiębiorców, których niewypłacalność powstała na skutek epidemii koronawirusa, ale jeszcze przed wprowadzeniem w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego. Można bowiem założyć, że są w Polsce tacy przedsiębiorcy, którzy z powodu COVID-19 mieli problemy z płynnością nawet już od grudnia br. Chodzi tu na przykład o polskich przedsiębiorców działających w oparciu o globalny łańcuch dostaw, w szczególności współpracujących z chińskimi firmami, którzy stali się niewypłacalni przed 14 marca br., kiedy to w Polsce wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. Przedsiębiorcy Ci powinni byli zgłosić wniosek o ogłoszenie upadłości w ciągu 30 dni od powstania stanu niewypłacalności. Jeżeli tego nie zrobili, mogą dotknąć ich sankcje (cywilne i karne), o których była mowa powyżej, za niezgłoszenie wniosku w terminie.
Nowa regulacja dotycząca zawieszenia obowiązku składania wniosków o ogłoszenie upadłości w mojej ocenie ma jeszcze inne, większe wady. Na przykład nie stawia niewypłacalnym przedsiębiorcom żadnych warunków co do podejmowania prób ratowania przedsiębiorstwa. W takiej samej sytuacji jest tu zatem przedsiębiorca, który podejmuje działania restrukturyzacyjne, negocjacje z wierzycielami, stara się o pomoc państwa i ma realne szanse na przywrócenie swojej płynności finansowej, jak przedsiębiorca zupełnie bezczynny, którego majątek po prostu stopniowo topnieje i który i tak jest skazany na upadłość, tyle że po zakończeniu stanu epidemii. Takie rozwiązanie trochę mija się z celem i może godzić w interesy wierzycieli, którzy także przecież są w większości przedsiębiorcami.
Czy nowa ustawa nie przedłuża jedynie agonii przedsiębiorców
Kolejną i w mojej ocenie główną wadą jest krótki termin po zakończeniu epidemii na regenerację przedsiębiorstwa. Skoro 30-dniowy termin zacznie biec od razu po odwołaniu stanu epidemii, przedsiębiorcy nie będą mieli czasu na odbudowanie swoich zdolności płatniczych. Na to potrzebne byłoby z pewnością kilka miesięcy. Tymczasem zgodnie z nową regulacją w zasadzie od razu po zakończeniu epidemii wszyscy niewypłacalni polscy przedsiębiorcy będą musieli zacząć przygotowywać wnioski o ogłoszenie upadłości (przygotowanie wniosku trwa zazwyczaj minimalnie kilkanaście dni), a to mija się z celem ustawy. Nie da się uratować przedsiębiorców jednocześnie zobowiązując ich do zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości od razu po zakończeniu epidemii. Takie rozwiązanie wydaje się być jedynie przedłużeniem agonii niewypłacalnych podmiotów.
Czy wierzyciel będzie mógł złożyć wniosek o upadłość dłużnika
Ustawa nie wstrzymuje w żaden sposób ogłaszania upadłości na wniosek wierzyciela niewypłacalnego dłużnika. Zatem jeżeli o upadłość przedsiębiorcy zawnioskuje jego wierzyciel, to tarcza antykryzysowa nie przewiduje dla takiego przedsiębiorcy żadnej ochrony, niezależnie od tego czy jego niewypłacalność powstała na skutek koronawirusa, czy też nie. Takie rozwiązanie legislacyjne ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony całkowite pozbawienie wierzycieli ich praw na okres epidemii mogłoby zbyt znacząco godzić w ich interesy. Tym bardziej, że jak była mowa powyżej, obowiązek zgłoszenia wniosku o ogłoszenie upadłości został zawieszony także w stosunku do przedsiębiorców bezczynnych, którzy nie kiwną palcem w celu przywrócenia swojej płynności finansowej czy restrukturyzacji zobowiązań. Nowa regulacja nie zablokowała wierzycieli, ale stworzyła warunki formalne do tego, żeby zarząd spółki miał szansę podjąć z nimi rozmowy. Szansa ta musi jednak opierać się na dobrej woli zarówno niewypłacalnego dłużnika, jak i jego wierzycieli. Zamrożenie obowiązku zgłoszenia wniosku ma na celu uniknięcie sytuacji, w których przepisy nakazywałyby zarządowi składać wniosek o ogłoszenie upadłości, podczas gdy jednocześnie zarówno zarząd, jak i wierzyciele wyrażaliby wolę uratowania czy przynajmniej podarowania szansy firmie w kryzysie. Z drugiej strony, wystarczy jeden nieżyczliwy wierzyciel, który wykaże przesłanki niewypłacalności dłużnika, aby doprowadzić do jego upadłości. I to nawet jeśli jest oczywiste, że dłużnik stał się niewypłacalny w czasie stanu epidemii i z powodu COVID-19, a ponadto podejmuje negocjacje z wierzycielami oraz czeka na przyznanie pomocy państwa, o którą zawnioskował.