Z roku na rok rośnie liczba skarg obywateli na opieszałe sądy. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że coraz częściej ich adresaci nie tylko stwierdzają przewlekłość, ale i decydują się zapłacić za to obywatelom.
Przykład? W 2009 r. zaledwie sześciuset zniecierpliwionych petentów dostało pieniądze, w 2014 r. już trzy razy tyle. Budżet wydaje więc coraz większe pieniądze, by zrekompensować obywatelom stracony czas: w 2009 r. wydaliśmy na to niewiele ponad 1 mln 700 tys. zł, w 2014 r. już ponad 4 mln 800 tys. zł.
Najwięcej interwencji sądowych petentów dotyczy spraw cywilnych. Drugie miejsce zajmują sprawy karne. Następne w kolejce są: gospodarcze, pracy i ubezpieczeniowe.
– Jeśli tak pójdzie dalej, zamiast inwestować w nowe etaty pomocnicze: asystentów czy urzędników, będziemy płacić odszkodowania. To błędne koło, bo niezadowolonych i roszczeniowych obywateli będzie coraz więcej – uważają sędziowie.
Niech winny odpowiada
Petent, któremu sąd przyzna rację w kwestii przewlekłości, może liczyć na finansową rekompensatę w wysokości od 2 tys. zł do 20 tys. zł. Może też nie dostać nic poza przyznaniem mu racji, że proces trwa zbyt długo. Rekompensaty nie sięgają bynajmniej tego pułapu. Średnio w sprawie cywilnej to 2,9 tys. zł, w karnej – 3105 zł, a w postępowaniu prokuratorskim – 3,9 tys. zł.