W czasie gdy spada bezrobocie i przedsiębiorcy zgłaszają do urzędów pracy rekordową liczbę ofert zatrudnienia, okazuje się, że coraz trudniej pośredniakom znaleźć kandydatów do pracy.
Teoria mija się z praktyką
Najtrudniej jest ze stażami dla bezrobotnych, które do tej pory były oczkiem w głowie Ministerstwa Pracy. W czasie trzy- czy sześciomiesięcznego stażu wynagrodzenie bezrobotnemu wypłaca urząd pracy. Przedsiębiorca korzysta zaś z bezpłatnej siły roboczej osoby, która po zakończeniu stażu stanie się wykwalifikowanym kandydatem na to stanowisko. Tyle w teorii. W praktyce jest inaczej.
– Ostatnio skierowaliśmy półtora tysiąca młodych osób na staże u pracodawców zainteresowanych podjęciem takiej współpracy – mówi Regina Chrzanowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Krośnie. – Z tej oferty skorzystało tylko 300 osób, z czego kilkadziesiąt nie dotrwało do końca stażu i z różnych powodów porzuciło to zajęcie. To zupełnie nowa dla nas sytuacja, gdyż do tej pory staże były bardzo chętnie wybierane przez bezrobotnych i przyjmowane przez pracodawców.
Jedną z przyczyn takiego stanu może być bardzo niskie świadczenie przysługujące stażyście z urzędu pracy. Zgodnie z przepisami w zamian za pracę w pełnym wymiarze ośmiu godzin dziennie przysługuje mu świadczenie w wysokości 997,40 zł, z którego urząd potrąca jeszcze podatek dochodowy. Okazuje się, że młodzi nie chcą pracować za takie pieniądze. Gdy tylko mogą, znajdują sobie inną, lepiej płatną pracę. Najczęściej na czarno.
Potrzebna podwyżka
– Wysokość świadczenia przysługująca stażyście to zdecydowanie za mało – zauważa Jerzy Bartnicki, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie. – Stażyści powinni dostawać świadczenie w wysokości co najmniej 80–90 proc. minimalnego wynagrodzenia. Za obecną stawkę trudno się utrzymać.