Jay-Z narzeka na rasizm, ale z całym szacunkiem dla kwestii tolerancji i równouprawnienia, jest to płacz Midasa, ponieważ żali się na skutki wykluczenia w paradoksalny sposób: na najpopularniejszej na świecie płycie „4:44". A jednocześnie rywalizuje z innym raperem – Diddym – o to, który z nich zostanie pierwszym miliarderem w historii rapu.
Majątek Jaya-Z (rocznik 1969) oceniany jest przez „Forbesa" na 810 mln dolarów. Jest nie tylko krezusem, ale i dla wielu milionów młodych ludzi na świecie – dyktatorem mody. Kreując się wciąż na ofiarę, jeśli żyje w getcie – to luksusowym. Stworzył wytwórnię muzyczną nowej generacji o nazwie Tidal, dla której stara się pozyskać nagrania zaprzyjaźnionych celebrytów. Nowe przeboje dystrybuuje przez internet i sieci telefonii komórkowych, CD stawiając na szarym końcu.
Tegoroczna inwestycja giganta komunikacji bezprzewodowej Sprint w Tidala, oceniana na 200 mln dolarów, sprawiła, że wartość firmy szacuje się na 600 mln dolarów, czyli dziesięć razy więcej niż Jay-Z zapłacił dwa lata temu. Do tego trzeba doliczyć wpływy z szampana Armand de Brignac, który w Polsce kosztuje ok. 1700 zł. A Jay-Z ma też linię odzieżową i klub NBA Brooklyn Nets.
Oczywiście raper sprzedaje też płyty i w pierwszym tygodniu po premierze „4:44" fani na świecie kupili 330 tys. egzemplarzy. Rzeczywistymi problemami rapera wydają się zagubienie w świecie wielkich pieniędzy, a także walka z pokusami typowymi dla celebrytów. Ale czy równie słynna i bogata żona Beyoncé jest szczęśliwa, że raper w najnowszych przebojach przeprasza ją i dzieci za zdradę, mnożąc domysły, komu zawdzięcza niewierność? Jeśli nawet nie – raperska opera mydlana przyniesie kolejne miliony. Choć nie zawsze musi. Raperom zdarza się popadać w paranoję, co stało się udziałem Kany'ego Westa. Nagrywając w przeszłości z Jayem-Z, oskarżył go o planowanie morderstwa. West zaczął uważać się za proroka, poparł wbrew środowisku Donalda Trumpa, ogłosił, że sam wystąpi w wyborach prezydenckich w 2010 r., a w końcu trafił na oddział psychiatryczny. To słaba perspektywa dla posiadacza 145 mln dol.
DJ Khaled (rocznik 1987) sprzedaje tygodniowo na świecie po 100 tys. egzemplarzy swojej najnowszej płyty „Grateful". Podobnie jak król zeszłorocznych notowań przebojów Drake, ma arabskie korzenie. Jego rodzice przyjechali do Ameryki z Palestyny, on sam zaś nazywa się „pobożnym muzułmaninem". Z pewnością nie oszalał na punkcie sławy i pieniędzy. Najnowsza płyta jest dziesiątą w dorobku didżeja, tymczasem ma na koncie „ledwie" 30 mln dolarów. Wywodzi się z nowoorleańskiego środowiska raperów i didżejów, dlatego na początku kariery, gdy pracował w sklepie muzycznym, związał się z Lil Waynem i Birdmanem, którzy obaj mają dziś majątek o wartości ponad 100 mln dolarów każdy. Na płytach DJ-a Khaleda zawsze gościnnie występowali najwięksi raperzy – w tym Jay-Z i Drake.