Tak uznał Sąd Apelacyjny w Katowicach w wyroku z 20 czerwca 2016 r. (sygn. akt I ACa 503/15).
W pozwie przeciwko szpitalowi Irena T. wskazywała, że wadliwe działania zatrudnionego tam lekarza spowodowały zwłokę w diagnostyce i przeprowadzeniu u niej operacji onkologicznej piersi. Była planowana jako zabieg o charakterze oszczędzającym, a zakończyła się usunięciem całej piersi i znacznej części pachy. Wyznaczenie terminu operacji niemalże pół roku od zakończenia diagnostyki wywołało u powódki szereg cierpień psychicznych. Żądała zapłaty 95 tys. zł z odsetkami.
O sześć tygodni za długo
W listopadzie 2009 r. w trakcie profilaktycznej mammografii u Ireny T. wykryto podejrzaną zmianę, wymagającą dalszej diagnostyki. Lekarz zalecił badanie USG, które wykonano pod koniec stycznia 2010 r. Wykazało guzki o cechach zmian złośliwych w prawej piersi, bez powiększenia węzłów chłonnych. Kilka dni później lekarz z Poradni pozwanego Szpitala zlecił wykonanie biopsji cienkoigłowej. Termin wyznaczono na 16 lutego 2010 r. Badanie wykazało istnienie podejrzanych komórek, prawdopodobnie rakowych. Irena T. dostała skierowanie na konsultację onkologiczną, a 9 marca 2010 r. na kolejne badanie - biopsję gruboigłową. Wykonano ją dopiero 21 kwietnia 2010 r. W wyniku tego badania u pacjentki rozpoznano nowotwór inwazyjny prawej piersi. Wynik badania histopatologicznego Irena T. odebrała 13 maja 2010 r., wraz ze skierowaniem do ośrodka onkologicznego. Cztery dni później kobieta została zakwalifikowana do leczenia operacyjnego o charakterze oszczędzającym tj. wycięte miały być same zmiany nowotworowe, bez amputacji całej piersi. Zaproponowano termin operacji w październiku 2010 r., jednak Irena T., świadoma konieczności pilnego działania, znalazła inny szpital, w którym operację wykonano 21 czerwca 2010 r. Niestety, w trakcie zabiegu okazało się, że nowotwór był już zbyt duży i dał przerzuty do węzłów chłonnych. Trzeba było amputować całą pierś i węzły chłonne dołu pachowego. Po operacji pacjentkę poddano chemioterapii i radioterapii, których powikłaniem był odczyn popromienny w miejscu wycięcia guza - obrzęki i przykurcze tej okolicy oraz upośledzenie ruchomości prawej ręki.
W ocenie Sądu I instancji nie było jednak związku przyczynowego pomiędzy sposobem i czasem trwania procedur diagnostycznych przeprowadzonych i zalecanych przez lekarza poradni przyszpitalnej a koniecznością przeprowadzenia u Ireny T. amputacji całej prawej piersi oraz węzłów chłonnych. Jak zeznał lekarz z Poradni, pacjentka sama nie wyraziła zgody na zaproponowany jej termin biopsji gruboigłowej w lutym 2010, argumentując to obowiązkami zawodowymi i potrzebą utrzymania syna na studiach. Oświadczyła, że zgłosi się na biopsję w dogodnym dla niej terminie.
Sąd Apelacyjny w Katowicach, do którego Irena T. zaskarżyła wyrok, nie dał wiary twierdzeniom lekarza, iż to pacjentka sama odwlekała termin biopsji. Po pierwsze lekarz nie odnotował tego w dokumentacji, co powinien był uczynić. Po drugie zasady doświadczenia życiowego wskazują, że niemożliwym wydaje się, by powódka – sama będąca lekarzem – zlekceważyła konieczność szybkiego wykonania badania po wykryciu symptomów tak groźnej choroby jaką jest rak. W ocenie Sądu Apelacyjnego niewątpliwie doszło do przewlekłości w diagnostyce. Jednak powódka nie zdołała wykazać, że było to przyczyną przeprowadzenia radykalnej operacji. Biegły powołany przez Sąd I instancji stwierdził bowiem, że nie można przyjąć z wykluczeniem innych możliwości, że bez przedłużonego oczekiwania zabieg ograniczyłby się do oszczędzającego. Sąd Apelacyjny oddalił apelację kobiety.