Po tym, jak przepisy nowego prawa przedsiębiorców weszły w życie, rząd Mateusza Morawieckiego ogłosił sukces. Oto od 30 kwietnia osoby prowadzące działalność w niewielkim zakresie, czyli z przychodami do połowy minimalnego wynagrodzenia (obecnie 1050 zł miesięcznie), nie muszą w ogóle rejestrować swojej działalności i płacić żadnych składek. Podobnie jak przedsiębiorcy korzystający z ulgi na start, którzy przez pierwsze pół roku nie płacą składek do ZUS (ale zdrowotną już tak). Ma to zachęcić do zakładania działalności gospodarczej także tych, którzy ze względu na wysokie składki nie legalizowali swojej działalności.
Czytaj także: Ulga na start, preferencyjna podstawa, działalność nieewidencjonowana. Jakie są warunki, uprawnienia i skutki?
Składki trzeba płacić
W połowie lipca oddział ZUS w Gdańsku na wniosek mikroprzedsiębiorcy wydał jednak interpretację nowych przepisów, z której wynika, że korzystający z nowych ulg nie będą traktowani przez ZUS jako przedsiębiorcy, ale zleceniobiorcy. Wtedy składki płaci się od każdej zarobionej złotówki. Oznaczałoby to podważenie flagowego pomysłu rządu PiS.
Dlatego sprawdziliśmy w Centrali ZUS w Warszawie i okazało się, że interpretacja wydana w indywidualnej sprawie zawiera oficjalne stanowisko Zakładu.
Pułapka na firmy
– Uważam, że to perfidna pułapka na osoby, które chciały skorzystać z nowych rozwiązań – komentuje Aleksander Stępniak ze Stowarzyszenia Współpracujących Biur Rachunkowych, dzięki któremu o interpretacji ZUS stało się głośno. – Gdyby nie ta interpretacja, wielu przedsiębiorców dowiedziałoby się o tym, jak nowe przepisy będą stosowane dopiero w czasie kontroli ZUS. A wtedy w rachubę wchodziłby już obowiązek zapłaty zaległych składek z odsetkami nawet za kilka lat wstecz. A to może kosztować nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.