Internet daje nieograniczone możliwości handlowania wszystkim, choć nie zawsze legalnie. Ci, którzy decydują się na wprowadzanie tą drogą do obrotu czegoś, co wymaga pozwoleń, muszą pamiętać nie tylko o odpowiedzialności karnej. Może się okazać, że do ich drzwi zapuka fiskus. Przekonał się o tym mężczyzna, który przegrał przed Naczelnym Sądem Administracyjnym sprawę o VAT od podróbek specyfików na potencję.
Czytaj także: Wysyłkowa sprzedaż leków może opóźnić ustawę antywywozową
Kłopoty zaczęły się, gdy fiskus namierzył jego działalność w sieci. Uznał, że aktywność polegająca na sprzedaży w 2010 r. środków farmaceutycznych na potencję to odpłatna dostawa towarów na terytorium kraju. Mimo niezachowania warunków oraz form określonych przepisami prawa na gruncie VAT była to działalność gospodarcza.
Mężczyzna bronił się, że nawet jeśli dokonał sprzedaży jakichkolwiek środków na potencję, nie kwalifikowały się one do sprzedaży, bo nie były prawnie dopuszczone do obrotu na terytorium RP. Inaczej mówiąc, były to czynności, które nie mogły być przedmiotem prawnie skutecznej umowy, gdyż – na co wskazuje sama prokuratura – stanowią czyny bezwzględnie zabronione.
Ta argumentacja nie przekonała skarbówki. Jej zdaniem, nawet jeśli podatnik złamał prawo, VAT i tak się należy. Oferowane przez niego specyfiki mogłyby być przedmiotem legalnego obrotu rynkowego, gdyby dochował warunków formalnych dotyczących dopuszczenia do obrotu i sprzedaży na podstawie recept.