Chodzi o Piero P., światowej klasy biznesmena, który – jak twierdzi łódzka prokuratura – miał dopuścić się w Polsce wielomilionowych oszustw podatkowych. Ze względu na skalę i rangę zarzutów już dwukrotnie podwyższano kwotę pozwalającą mu zostać na wolności – ostatnio do 100 mln zł.
– Sumy poręczeń zostały wpłacone przelewami bankowymi – mówi „Rzeczpospolitej" prok. Krzysztof Bukowiecki, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Łodzi. I dodaje, że być może to najwyższe „gotówkowe" poręczenie w śledztwach, które toczą się w kraju.
O Piero P. było głośno w grudniu 2016 r., kiedy wraz z kilkoma innymi osobami został zatrzymany w spektakularnej akcji policjantów łódzkiego zarządu CBŚP i wywiadu skarbowego. Operacja (opisywana przez „Rz") dotyczyła rozbijania gangu, który na wielką skalę miał się dopuszczać oszustw podatkowych i prania pieniędzy, wykorzystując do tego ubojnię trzody chlewnej w Kutnie, należącą do włoskiej spółki biznesmena.
Po dwóch latach śledztwa jest w nim kilkudziesięciu podejrzanych i poważne zarzuty. Mózgiem nadużyć miał być Włoch. – Piero P. stoi pod zarzutem kierowania zorganizowaną grupą przestępczą oraz pod zarzutami popełnienia 85 innych przestępstw oraz przestępstw skarbowych – zaznacza prok. Bukowiecki.
Tzw. modus operandi miał się sprowadzać do kupowania fikcyjnych usług. Według śledczych biorący udział w procederze założyli ponad 30 firm słupów w całym kraju, które wystawiały nierzetelne faktury. Zakład miał wrzucać je w koszty, i tak pomniejszać należności podatkowe.