– W granicach prawa do obrony – wbrew temu, co zawarto w postanowieniu Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury – mieści się uprawnienie do osobistego popierania zarzutów zawartych w środku odwoławczym i wykazywanie nietrafności zarzutów oskarżenia. Nie wystarczy przy tym stwierdzenie, że obwiniony mógł zrobić to na piśmie. Kto jak kto, ale korporacja adwokacka powinna to wiedzieć, i do tego się stosować – takich słów użył sędzia Sądu Najwyższego Eugeniusz Wildowicz, uzasadniając wyrok w sprawie dyscyplinarnej dotyczącej jednego z członków palestry.

Mowa o adwokacie Macieju K., którego problemy z samorządowym pionem dyscyplinarnym rozpoczęły się od prowadzenia sprawy rozwodowej Grażyny I. Choć prawnikowi udało się dowieść, że wyłączną winę rozpadu małżeństwa poniósł były małżonek jego klientki, ta nie była zadowolona z jego usług, W piśmie do rzecznika dyscyplinarnego poskarżyła się, że pełnomocnik nie był obecny na jednym z sądowych posiedzeń z uwagi na urlop. Na ten termin nie ustanowił też substytuta. Do tego prawnik miał nie złożyć zażalenia na jedną z czynności procesowych, mimo że nie uzgodnił tego z klientką.

Pion dyscyplinarny ukarał adwokata karą nagany – jedną z najniższych z możliwych. Prawnik nie zgodził się jednak z rozstrzygnięciem i wystąpił do WSD. Pech chciał, że kilka dni przed rozprawą zachorował. Aby uzasadnić swoją nieobceność, udał się do lekarza sądowego, który potwierdził jego złą kondycję. Zaświadczenie lekarskie nie wystarczyło, by odroczyć termin. Rozprawa się odbyła, a WSD utrzymał rozstrzygnięcie pierwszej instancji. Zdaniem prawnika powyższe doprowadziło do rażącego naruszenia jego prawa do obrony, co wykazał w kasacji do Sądu Najwyższego, który argumentację podzielił. Z uwagi natomiast na przedawnienie karalności czynu postępowanie dyscyplinarne zostało umorzone.

sygnatura akt: SDI 15/18