Może to dalekie porównanie, ale z prawem jest jak z miłością: można czerpać z jej owoców, ale z czasem może minąć. Tak samo bywa z atrakcyjnymi ofertami: albo się decydujemy, albo ktoś jest szybszy.

Czas działa wyraźnie na korzyść PiS w sporze o Trybunał. W listopadzie czy grudniu 2015 r. wydawać się mogło, że PiS nie wytrzyma presji, zwłaszcza zagranicznej, i musi ustąpić. Ale minęło prawie pół roku, a presja zewnętrzna, jest, o ile nie słabsza, o tyle już bez efektu nowości, elementu nadzwyczajnego.

Nowy sędzia TK Zbigniew Jędrzejewski 28 kwietnia powinien zająć miejsce po Mirosławie Granacie, który w ostatnim sporze nie zgłaszał zdań odrębnych, zaliczyć go więc można do obozu trybunalsko-opozyjnego. Nowy sędzia, choć nie pozwalał przylepić sobie etykietki pisowskiej, powiedział podczas sejmowego przesłuchania, że to Sejm wybiera sędziów TK i gdyby nawet uczynił to wadliwie, Trybunał, jego prezes, musi ten fakt przyjąć do wiadomości. A to blokowanie dostępu do orzekania trzech sędziów PiS było powodem noweli naprawczej, a teraz niepublikowania orzeczeń TK.

Późną jesienią PiS zapewne wybierze kolejnego sędziego zamiast prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, a prezydent nowego prezesa TK spośród co najmniej trzech kandydatów. Mało prawdopodobne, by nowy prezes trzymał w zamrażarce trzech sędziów. Wtedy z rekomendacji PiS będzie ich siedmiu – teraz orzeka dwóch. Gdyby to było mało, to pół roku później w stan spoczynku przejdzie wiceprezes TK, i PiS będzie miał większość bezwzględną, tak jak teraz PO.

Dla PiS rysuje się więc w rocznej perspektywie prawie pewna większość w TK, bez trudnej zmiany konstytucji. W tym czasie wdrożenie części uwag Komisji Weneckiej, np. co do uproszczenia terminów rozpraw czy kolejności orzekania, będzie w zasięgu ręki, gdyż wystarczy większość PiS. A jeśli opozycja zda sobie sprawę, że zegar tyka dla PiS, to może i głębsza reforma TK będzie możliwa. Inna rzecz, czy wtedy PiS będzie jej chciał.